Szwajcarskie danie z roztopionego sera zwane fondue spożywa się w sposób towarzyski. W żeliwnym lub glinianym garnku buzuje sobie wspominany wcześniej ser, a wokół garnka maczając w nim od czasu do czasu kawałek chleba lub ziemniaczka wesoło bawi się kielichami białego (koniecznie) wina towarzystwo.
Fondue świetnie nadaje się jako potrawa do celebrowania czyjegoś święta lub wydarzenia. Obawiam się, że dzisiaj spożycie fondue w Szwajcarii wzrosło… Wszystko za sprawą dwóch dżentelmenów: Marco Odermatta i Loïca Meillarda, którzy zdobyli srebro i złoto w gigancie na alpejskich mistrzostwach świata. Dodać należy, że wynik ten nie przyszedł obu panom łatwo. Trzeba było powalczyć i się trochę pomęczyć.
Oba dzisiejsze przejazdy postawione na mega twardej trasie, której doskonałe przygotowanie prezentował przed zwodami Marc Berthod (niegdyś świetny zawodnik, a obecnie równie świetny komentator szwajcarskiej telewizji), były raczej ciasne, mocno podkręcone i bardzo techniczne. Szczególnie część w najbardziej stromej części trasy przysparzała wielu zawodnikom problemów. Stąd też ogromne różnice czasowe notowane na mecie szczególnie pierwszego przejazdu. Dość powiedzieć, że drugi Marco Odermatt tracił do Austriaka Marco Schwarza prawie 0,6 sekundy, a strata czwartego najszybszego zawodnika wynosiła już ponad sekundę. Wiadomym było, że jeśli ktoś poważnie myśli o dobrym miejscu musi w drugim przejeździe zaatakować z pełna mocą. Na kunktatorstwo nie było po prostu miejsca. O takie zawody to ja lubię!
Najpierw z 20. miejsca zaatakował River Radamus uzyskując trzeci czas drugiego przejazdu i awansując ostatecznie na 12. Fantastycznie zaprezentował się Alexis Pinturault (drugi czas przejazdu), ale łącznie wystarczyło zaledwie na miejsce 7. Prawie bezbłędnie swoje zadanie wykonał Stefan Brennsteiner i gdyby nie jeden mały błąd może wystarczyłoby na medal, a tak musiał zadowolić się niewdzięcznym 4. Po Austriaku do boju ruszył Loïc Meillard, który do tego sezonu raczej znany był jako zawodnik o kruchej psychice. Choć technicznie świetny, nie potrafił poskładać dwóch przejazdów w jedną udaną całość. Do tego sezonu… Zwycięstwo w gigancie w Schladming dodało Loïcowi pewności. Dziś w drugim przejeździe pojechał najszybciej i ani razu nie widać było w jego postawie nawet najmniejszego zawahania, czy też asekuracji. Oczywiście objął prowadzenie, a jadący za nim Žan Kranjec wypadł na jego tle blado i spadł na ostatecznie 6. miejsce. Niestety (a może stety) dla Loïca Meillarda ma on w swojej drużynie postać wyjątkową – Marco Odermatta. Sportowa inteligencja tego zawodnika jest wprost niebywała. Jeśli do tego dodamy fenomenalne czucie podłoża i zdolność do przyspieszania w sytuacjach wydawałoby się ryzykownych, to otrzymamy obraz prawdziwego mistrza nart. Oprócz tego Marco ma bardzo mocną psychę i nie daje wyprowadzać się z równowagi. Dziś po jego dwóch mistrzowskich przejazdach, wszyscy ci, którzy twierdzili, że dobrze radzi sobie jedynie na mocno wypuszczonych i szybkich gigantach muszą zastanowić się nad swoimi słowami. Odermatt ciasno skręca również znakomicie. Prowadzący po pierwszym przejeździe (dość niespodziewanie) Marco Schwarz musiał zadowolić się brązowym medalem, gdyż po prostu nie dał rady obu świetnie dysponowanym Szwajcarom. Marco Odermatt jest piątym narciarzem w historii, któremu na jednych mistrzostwach udało się wywalczyć złoto w zjeździe i gigancie.
Doskonale spisał się także Piotr Habdas, który po udanych eliminacjach wystąpił w dzisiejszych zawodach i zajął 30. miejsce. Jest to najlepsze miejsce Polaka w gigancie mistrzostw świata od bodajże 28 lat! Oby był to dobry prognostyk na przyszłość.
Dziś narciarska Szwjacaria świętuje, a obaj bohaterowie są na ustach prawie wszystkich.
Na koniec mała ciekawostka: w poprzedni weekend rozegrano zjazdy pań i panów. Wydarzenia te miały w Szwajcarii ogromną oglądalność. Panie obserwowane były prze sponad 800 tys. widzów, co stanowiło ponad 80% wszystkich patrzących w magiczne pudełka w tym czasie. Panowie zdobyli sobie niewiele mniej, bo ponad 700 tys. zainteresowanych co stanowiło prawie 80% udziału w rynku. Cóż, Szwajcaria to prawdziwa narciarska nacja.