NTN Snow & More 2017/2018 nr 1

42 Sport Potem już tylko godzina dwadzieścia i parkowaliśmy pod hotelem Lanerhof w San Lorenzo. Po przyjeździe zakręci- liśmy się w San Vigilio, aby zorientować się w topografii – gdzie biuro prasowe, gdzie trasa, jak się tam przemieszczać na skróty itd. Następnie obraliśmy kurs na urząd miejski w Brunecku, gdzie od- było się losowanie numerów. Cieszę się, że w nadchodzącym sezonie Puchar Świata zawita znów na Kronplatzu. Miej- sce to idealne. Wygrywa usytuowaniem trasy (!!!) i tłumem oklaskującym zmaga- nia (mimo wtorkowego przedpołudnia!). Jeśli w 2018 roku wybierzecie się tutaj na PŚ i dojeżdżając do San Vigilio zignoruje- cie strażaka zachęcającego do zaparko- wania kilka kilometrów przed granicami miasteczka, wiedzcie, że raczej się z nim spotkacie, i to prędzej niż później. Za- parkowanie w mieście graniczy bowiem z cudem absolutnym. Szkoda czasu. Lepiej stanąć po dobroci i dojechać do centrum darmowym autobusem, który jeździ tam i z powrotem. W dzień po zawodach mieliśmy prze- bijać się do Monachium, ale… dopiero po południu. Zebraliśmy się więc z Mi- chałem skoro świt. Śniadanie o 7.30, szybkie dopakowanie i jazda pod stację główną Kronplatzu. Tam spotkaliśmy się z Oskarem Schwazerem – ówczesnym szefem marketingu Południowego Tyro- lu, który poświęcił nam ten dzień z ży- cia. Wspólnej jazdy na nartach z Oska- rem doświadczyłem nie po raz pierwszy. Pisałem zresztą już o tej przyjemności. Oskar ścigał się na poważnym pozio- mie, więc jeździ niesamowicie. Wybór sklepowych gigantek Blizzard WRC okazał się strzałem w dziesiątkę. Trasy na Kronplatzu zostały przygotowane idealnie (może gospodarze wiedzieli o inspekcji wysłanników NTN?), a po- nieważ wcześnie zaczęliśmy dzień, za- żyliśmy narciarstwa na świeżutkich, w niektórych miejscach jeszcze sztruk- sowych, trasach. Mogliśmy rozpędzić się i poszaleć, czyli to, co tygryski lubią najbardziej. Kiedy powoli zaczęło się zaludniać, poczuliśmy, co to znaczy ekstrawagan- cja na stoku. Można tutaj bowiem wy- nająć gondolę, zasiąść w niej w sześć osób (zamiast dziesięciu) w wygodnych fotelach i uraczyć się schłodzonym prosecco. Miło aż nadto! Wykonaliśmy w ten sposób trzy kursy w górę, jeden w dół, rozmawiając o moim ukochanym żeglarstwie, jako że Oskar szykuje pro- fesjonalny projekt udziału w regatach o mistrzostwo Południowego Tyrolu. Hernegg. Tę nazwę należy zapamię- tać. To czarna trasa, która wiedzie aż do dolnej stacji w Brunicku. Trasa, która w stu procentach wpisuje się w defini- cję czarnej trasy. Stroma piekielnie. Do tego idealnie przygotowana, prawie pu- sta. Można się rozpędzić z fantazją, ale zalecamy ostrożność. Polecam każde- mu. Na samej górze Kronplatzu jak dla mnie za szeroko. Powoduje to podobny syndrom jak w Białce (z zachowaniem wszelkich proporcji, oczywiście). Otóż stosunkowo łagodne nachylenie umoż- liwia jazdę pod każdym możliwym ką- tem w każdym niemal kierunku. To nie na moje skołatane nerwy. Trafiliśmy na okres poza szczytem świąteczno-feryj- nym, więc było w miarę pusto. Jednak i początkujący, i dzieci, i nadużywający prędkości w jednym miejscu to trochę za dużo. Głowa za to może odpocząć podczas dziewięciokilometrowego zjaz- du trasą, która wiedzie aż do… stacji kolejowej. Tamże znajduje się przecho- walnia sprzętu i wypożyczalnia… Wy- obraźcie sobie – wsiadacie w pociąg i dojeżdżacie bezpośrednio na stok. Z peronu kolejowego do gondoli jest równo sześć metrów. Ogólne wrażenie z Kronplatzu/Plan de Corones mam takie, że jest to ośro- dek absolutnie doinwestowany, gdzie naprawdę niewiele pozostawia się przypadkowi. Stałem się posiadaczem dostępu do kilku liczb, które wiele mó- wią o świadomości właścicieli ośrodka. To dane dotyczące dośnieżania sto- ku. Pobór wody: 5 litrów na sekundę x współczynnik 3,6 = 18 metrów sze- ściennychwody na sekundę x 500 arma- tek = 18 tysięcy metrów sześciennych na godzinę x 2,5 € (koszt pracy na metr sze- ścienny) = 45 tysięcy euro. Tyle kosztuje godzina pracy systemu naśnieżania na Kronplatzu. Działa na wyobraźnię? Moją tak i to bardzo. Mój kolega żeglarz Arek Wierzbicki (pozdrawiam z tego miejsca!) jeździ tam rodzinnie już sześć lat z rzę- du. Ten sam hotel, ten sam pokój, te same rytuały. Mimo że uprawia (jak sam to określa) narciarstwo gastronomiczne (zna wszystkie restauracje na stokach i wszyscy kelnerzy znają Arka), objechał pół świata, to właśnie Kronplatz uznał za swoje docelowe miejsce do uprawiania wypoczynkowej turystyki narciarskiej i planów zmieniać nie zamierza. Stanowi to dla mnie pewną rekomendację, choć dołączam do tego odrobinę szarży na wybranych trasach dla narciarzy o więk- szym zaawansowaniu i otrzymujemy idealną mieszankę południowotyrolskie- go klimatu z genialnie przygotowanymi trasami o najróżniejszej skali trudności. Bywalców Kronplatzu przekonywać nie trzeba. Kto jednak tam jeszcze nie był, niech broń Boże nie zwleka!

RkJQdWJsaXNoZXIy NDU4MTI=