NTN Snow & More 2017/2018 nr 3

24 naszego prywatnego treningu z Polski. Zapytał grzecznie, czy może się prze- jechać. Odpowiedź brzmiała „10 euro albo zdjęcie”. Popularny Włoch wybrał opcję nr 2, po czym „kulnął” się po na- szym gigancie. Normalka? To pokazuje, jak blisko można być zawodników na inaugurację w dolinie Ötztal. Co naj- ważniejsze, nie potrzebujemy do tego magicznego „Paszportu Polsatu”, wy- starczy skipass. PRZYSTAWKA NR 2 „NA SALONACH, CZYLI DREAM TEAM” Kolejną przystawką w tym krótkim, ale jakże intensywnym dniu była kon- ferencja prasowa zorganizowana przez firmę Head. Miałem w niej uczestniczyć wraz z naszym redaktorem naczelnym Tomaszem Kurdzielem, który czekał już w pełnej gotowości na spóźnialskie- go „żółtodzioba”. Pędziłem w amoku, dotarłem. Wchodzę, patrzę i nie mogę przełknąć śliny… Przede mną Vonn, Gut, Veith, Holdener, Weirather, Hutter, Svindal, Jansrud, Ligety, Feuz, Pintu- rault, Faivre, Myhrer i kilka innych zna- komitości. Tomka i reszty dziennikarzy brak, mi robi się gorąco i głupieję, bo, delikatnie rzecz ujmując, niezbyt paso- wałem do tego towarzystwa. Pozostał „telefon do przyjaciela”: – Tomku, gdzie jesteś, nie widzę cię, ja jestem tu, gdzie wszyscy zawodnicy. – To źle jesteś, ale jak już ci się udało tam wejść, to zagadaj z Ligetym, żeby udzielił nam wywiadu po konferencji. Powiedz, że już z nim kiedyś robiliśmy, jak nie był jeszcze sławny. Powinien pa- miętać. No to się zestresowałem… Nerwo- wo zacząłem składać aparat, stara- jąc się stwarzać pozory, że jestem tu gościem jak każdy inny. Pstryknąłem parę fot w oczekiwaniu, aż popularny Ted skończy konwersację z Jansrudem i Pinturtault. Nagle za ramię złapała mnie jakaś niewiasta, pytając, skąd je- stem i sprawdzając moją akredytację. Wiecie, jak to się kończy, gdy nie ma się wspomnianego Paszportu Polsatu. Auf Wiedersehen. W końcu znalazłem właściwą salę i Pana Naczelnego, który od razu prze- szedł do działania. Początkowo zasuge- rował, by coś przegryźć z bogato zasta- wionego stołu. Pewnie obawiał się, że mogę zemdleć z nadmiaru emocji. Po szybkiej przekąsce przedstawił mnie bli- żej nieznanemu mi mężczyźnie, z któ- rym rozmawiał. Po konwersacji wyjaśnił: – To jest rzecznik prasowy kadry Norwegii, już go znasz, potem pilnuj go przy mecie, zawsze będzie szansa, że podrzuci któregoś z zawodników na dwa pytanka. A tę panią znasz? To mama Federiki Brignone, Maria Rosa Quario, kiedyś świetna zawodniczka, dziś dziennikarka. Chodź, poznacie się. „A ten to jest ten, tamta robi to, a ten jest od tego”. Widać, że Tomek siedzi w branży kilka ładnych lat. Stary wyga, który czuje się w tym świecie jak Shiffrin na slalomie. Koneksje, obycie, a przy tym pokaźna wiedza. Dla mnie bezcen- na. Sama konferencja to duża moc! W luźnym, momentami śmiesznym stylu przeprowadził ją były zjazdowiec Marco Büchel. Bez zbędnej celebry przepytał krótko i zwięźle każdą z gwiazd. Tro- chę jak pani w szkole, która wywołuje uczniów do odpowiedzi. W przeci- wieństwie do niektórych szkolniaków tu wszyscy wiedzieli, co mają odpo- wiadać, tworząc dobry PR wokół wła- Zobacz rozmowę z Maryną Gąsienicą Daniel tuż po starcie w Sölden. Sport

RkJQdWJsaXNoZXIy NDU4MTI=