NTN Snow & More 2017/2018 nr 3

34 Ludzie Stałam się rozpoznawalna, co często jest bardzo miłe, gdyż ludzie w większości są mi bardzo życzliwi. Brakuje mi prywatności, a przecież jestem jeszcze bardzo młoda i może się zdarzyć, że zrobię głupią rzecz… ny). Boris też był zawodnikiem, ale parę rzeczy poszło nie po naszej myśli i ja musiałam go zastąpić (śmiech). Został więc moim menagerem, pomocnikiem, organizatorem i przyjacielem. Razem z rodzicami jesteśmy bardzo bliską so- bie rodziną. Wspieramy się… NTN: Czy miałaś lub masz osobę, zawodnika lub zawodniczkę, która byłaby dla ciebie inspiracją do ambitnego ścigania? PV: Tak. Jest nią Zuzu – moja przyjaciółka i mentorka. Najlepsza narciarka Słowacji i wspaniały człowiek. Jej pierwsze suk- cesy bardzo mnie zachwyciły i sama po- stanowiłam iść w jej ślady. Oczywiście wcześniej jeździłam już na nartach, tre- nowałam, ale jej zwycięstwa dały mi ten ostatni impuls. Pomimo różnicy wieku bardzo dobrze się rozumiemy. Jestem jej fanką. Brakuje mi jej teraz. NTN: Czy oprócz rozmów z Zuzulovą masz przed startem jakieś rytuały? Przytulasz pluszowego misia, słuchasz ciężkiej muzyki, rozwiązujesz krzyżówki? PV: (Śmiech). Nie, nie mam żadnych rytu- ałów ani misia. Nie słucham też muzyki, bo mnie rozprasza. Staram się skon- centrować najlepiej, jak umiem. Ale czekajcie! Coś mam. Można to nawet zobaczyć na ekranach telewizora. Kie- dy zawodniczka startująca przede mną opuszcza rampę startową, nie podcho- dzę od razu do bramki fotokomórki, ale chwilkę czekam. Taki przesąd. NTN: Twoja mowa ciała na stoku narciarskim sugeruje, że jesteś szalenie ambitna, wręcz zacięta. Sprawiasz wrażenie bar- dzo zmotywowanej. To charakter czy kwestia treningu mentalnego? (Do rozmowy wtrąca się Boris). BV: To wynika z traumy z dzieciństwa (śmiech). Kiedy byliśmy mali, zawsze jeździliśmy we czwórkę. Moich dwóch kolegów, ja i najmłodsza, jedyna dziew- czynka – Petra. Musiała za nami wszę- dzie nadążyć, po jakichś krzakach poza trasami. Oczywiście patrzyłem na nią kątem oka, czy daje radę. Ona zawsze była szalenie ambitna i zwykle nie trze- ba było na nią czekać. To chyba wtedy Petra bardzo stwardniała. PV: Rzeczywiście tak było (śmiech). Nigdy nie chciałam być ostatnia. Bardzo się starałam. NTN: Słyszeliśmy, że słowacki przedstawiciel Rossignola zawsze w ciebie wierzył. Czy to prawda? PV: Nigdy nie jeździłam na innych deskach niż Rossignole. Odkąd pamiętam, sprzęt zawsze miałam od słowackiego importera, nawet wtedy, kiedy kilka lat temu miałam kryzys i nie szło mi za do- brze. To bardzo duże wsparcie. NTN: A propos wsparcia – jak wygląda współ- praca ze Słowackim Związkiem Narciar- skim? (Odpowiada ponownie Boris). BV: Związek nigdy i w żaden sposób nie dołożył się do naszego projektu. Co więcej, od kiedy mamy wyniki na świa- towym poziomie, cały czas czegoś od nas oczekuje. Mam wrażenie, że im lepiej Petra jeździ, tym bardziej ludzie ze związku chcą ją wykorzystać, żeby ogrzać się w blasku sławy. Błagam, nie rozmawiajmy o związku, bo się dener- wuję… NTN: Hmm… To podobnie jak u nas. Tyle tyl- ko, że nie mamy zawodniczki takiego formatu. Jesteście prywatnym zespo- łem. Ile osób pracuje na sukces Petry? PV: Jeździmy po świecie w piątkę. Moim trenerem jest Livio Magoni. Wybitna osobowość i bardzo racjonalny, ana- lityczny człowiek. Był twórcą sukcesu Tiny Maze… Oprócz tego zawsze są ze mną Boris, serwisant sprzętu i tre- ner przygotowania fizycznego. Do tego góra sprzętu… NTN: Widać, że przeszłaś mocną szkołę ży- cia. Wróćmy więc do początków. Jak to się stało, że zaczęłaś jeździć na de- skach? PV: Nasz tata to po prostu narciarski freak. Zawsze chciał, żeby któreś z nas jeź- dziło w APŚ, i inwestował w to ciężko zarobione pieniądze. Na szczęście ma własną, dobrze działającą firmę, więc zawsze był naszym sponsorem. Teraz jesteśmy tu oboje razem z Borisem, mamy własny team, wsparcie innych firm. Udało się, ale jemu zawdzięczamy początek.

RkJQdWJsaXNoZXIy NDU4MTI=