NTN Snow & More 2017/2018 nr 3

TEKST: Tadeusz Radzimiński ZDJĘCIA: Dominika Cieśluk, Ewa Zdun 99 tydzień wcześniej gdzieniegdzie jeszcze padał śnieg. Po drodze spodziewałem się zarówno gorąca, jak i zimna oraz ulewnego deszczu. Podobnie na miej- scu, majowa pogoda według prognoz mogła przynieść upały bądź całkiem zimne dni i wieczory (co też okazało się prawdą). Pakowanie się zatem wyma- gało pewnej kreatywności, ale wszystko zmieściło się bez większego kłopotu. Bezcenne w takich sytuacjach okazują się cienkie „puchówki”, które w bagażu zajmują niewiele miejsca, a przy tym ofe- rują komfort termiczny na co dzień, jak i pod kurtką motocyklową. Do drugie- go kufra weszły trampki i klapki, bluza od wiatru, kosmetyczka, motocyklowe spodnie na ciepłe dni oraz kombinezon przeciwdeszczowy i zestaw narzędzi. Centralny kufer pomieścił mały plecak z rzeczami podręcznymi. Z pełnego zestawu kitesurfingowego na każde warunki nie zabrałem jedynie małego la- tawca (przydałby się) i pompki (nie była potrzebna). W zasadzie obie rzeczy da- łoby się jeszcze upchnąć. Z akcesoriów motocyklowych przydałaby się jeszcze siatkowa kurtka na jazdę w upałach, ale jej brak niezbyt mi doskwierał – wenty- lacja w turystycznej kurtce sprawiała się doskonale. DROGA Zakładałem podzielenie drogi do Li- vorno (razem około 1700 km), skąd od- pływał prom na Sardynię, na trzy etapy. Pierwszy etap to Warszawa – Mikulov (około 600 km przez Polskę i Czechy), drugi Mikulov – nocleg gdzieś przed Wenecją (500–600 km przez Austrię i Włochy) i trzeci – do przystani pro- mowej w Livorno. Wbrew prognozom pierwszego dnia pogoda była idealna na podróż – umiarkowane temperatury i brak deszczu. Po pierwszej godzinie podróży duży bagaż za plecami przestał przeszkadzać i późnym popołudniem znalazłem się w Mikulovie (miłym zasko- czeniem był fakt, że dla motocykli cze- skie autostrady są bezpłatne). Mikulov – miasteczko znane wielu polskim narciarzom jako przystanek po drodze na Alpy – jest miejscem wartym oddzielnej, weekendowej wycieczki. Wiele znajdujących się w starych ka- KONCEPCJA Pomysł spakowania sprzętu do ki- tesurfingu na motocykl nie jest od- krywczy. Zdarzały się już weekendowe wypady na półwysep ze sprzętem na tylnym siedzeniu. Kilkugodzinna podróż Warszawa–Chałupy, gdzie spora część rzeczy czeka na miejscu w przyczepie to jedno. Ale podróż przez pół Europy, gdzie wszystko trzeba zabrać ze sobą, brzmi zupełnie inaczej. Dlatego gdy mój przyjaciel Tomek zaproponował „jedźmy na kitesurfing na Sardynię motocyklami, a jeśli nie będzie wiało, to pozwiedza- my”, nie od razu przekonałem się do tej koncepcji. Szczególnie że z jego per- spektywy – mieszkańca włoskojęzycz- nej części Szwajcarii, którego sprzęt pojedzie samochodem – wyglądało to nieco inaczej. Z czasem jednak pomysł coraz bardziej mi się podobał. W końcu jednym z moich głównych argumentów w zawsze aktualnych dyskusjach (oczy- wiście wymagających odpowiedniej ilo- ści piwa) „dlaczego kitesurfing” jest fakt, że jest to chyba jedyny sport wodny, gdzie cały sprzęt można zapakować na motocykl i jechać. Jak mówią Ameryka- nie „put the money where your mouth is” (czyli mniej więcej: „gadać to każdy potrafi…”) – i oto jest okazja. PAKOWANIE Spakowanie całości sprzętu, rzeczy codziennego użytku oraz ubrań mo- tocyklowych było nieco trudniejsze niż spakowanie się na podróż lotniczą. Sprzęt kitesurfingowy w większości zmieścił się do używanej przeze mnie w podróżach samolotem torbie North Face Base Camp Duffel XL. Do środka zmieściły się: składana deska twin-tip, dwa latawce wielkości 12 i 10 metrów, dwa bary, pianka i trochę neoprenowych drobiazgów, lycra, boardshorty, cienki śpiwór, podróżna poduszka oraz zapas książek. Pierwsze przymiarki mocowa- nia na tylnym siedzeniu nie wyglądały optymistycznie, ale po wypróbowaniu kilku ustawień to rozwiązanie okazało się całkiem znośne (wariant rezerwowy zakładał przymocowanie torby zamiast centralnego kufra). Do kufrów zapako- wałem rzeczy „cywilne”. Wyruszałem w połowie wyjątkowo zimnego maja,

RkJQdWJsaXNoZXIy NDU4MTI=