NTN Snow & More 2018/2019 nr 1
z którym w sezonie mam przyjemność pra- cować na co dzień, a jednocześnie wybitny bootfitter z dwudziestopięcioletnią prakty- ką w USA i Europie, Andy Kölbl, mawia: „Buty narciarskie sprawiają tylko trzy zna- ne problemy (lub ich kombinację): 1. otarcia i siniaki, 2. skurcze oraz 3. uciski punktowe. Dwa pierwsze wynikają wyłącznie z używa- nia zbyt obszernych butów. Trzeci problem jest w dzisiejszych czasach bardzo łatwy do usunięcia”. Wracamy do naszej historii.Nowoczesne plastikowe buty w odróżnieniu od tych wy- konywanych ze skóry nie ulegają „rozcho- dzeniu”, to znaczy same nigdy nie ułożą się do stóp.Może się tak stać tylko z wypełnia- jącymi je wkładami/botkami lub wkładka- mi pod stopy. Jak ważny jest sztywny kon- takt stóp z podeszwami butów, zauważył już w końcu lat siedemdziesiątych ubiegłe- go stulecia Sven Coomer, wieloletni pro- jektant butów Nordica, który po powrocie do USA rozpoczął wykonywanie wkładek na zamówienie idealnie odwzorowujących „topografię” stóp. Do dziś dnia dobrze wy- konane, sztywne wkładki, które nie „bu- jają” się na boki, są podstawą w rozwiązy- waniu większości problemów związanych z komfortem. I ponownie: nawet najlepsze wkładki w zbyt dużych butach mogą jedy- nie zaszkodzić, gdyż jeśli stopa przesunie się nawet niewiele do przodu, to przestanie trafiać w odwzorowanie.To chyba logiczne? Nowoczesne buty narciarskie wykonane są w ogromnej większości z materiału zwa- nego PU, czyli poliuretanu. Ma on szereg znakomitych właściwości i kilka wad. Do zalet zaliczymy: plastyczność, łatwość pro- dukcji i znakomite tłumienie wibracji. Dla odmiany wady to: sztywnienie na mrozie oraz starzenie się materiału, który z czasem staje się kruchy. W początkowym okresie produk- cji współczesnych butów narciarskich ich sztywność, a tym samym precyzja przeno- szenia impulsów na narty, osiągana była poprzez grubość materiału. Takie buty wy- konane w systemie overlap , czyli z rozcię- ciem z przodu, gdzie jedna część skorupy zachodzi na drugą, były bardzo często trud- ne do założenia. Zawodnikom i narciarzom ekspertom to nie przeszkadzało, ale rynek amatorski zażądał czegoś lepszego. Już pod koniec lat sześćdziesiątych ubiegłego stule- cia kilka firm – Freyrie,Montan,Heschung, a sezon później Hanson – zaoferowa- ło buty otwierane od tyłu, a Weinmann i Heierling zaproponowały wejście central- ne. Oba rozwiązania były o wiele bardziej wygodne do zakładania i zdejmowania niż klasyczne overlap . Dopiero jednak kiedy Heierling zaprojektował model SX90 dla firmy Salomon, buty tylnowejściowe zro- biły międzynarodową karierę. Klienci ama- torzy byli zachwyceni. Łatwość zakładania i zdejmowania, komfort termiczny, wszyst- ko przemawiało za „wejściem od tyłu”. Był tylko jeden problem: buty tylnowejścio- we pomiędzy skorupami i stopami mu- siały pomieścić cały szereg kabli, regulacji, dźwigienek i innego „ustrojstwa” w celu za- pewnienia jako takiego trzymania. Skorupy były bardzo oddalone od stóp i marnie przekazywały impulsy do nart. Zawodnicy za wyjątkiem jednego Marca Girardelliego – tym razem słusznie – całkowicie odrzucili nowy wynalazek. Dziś na świecie produku- je się zaledwie kilka modeli butów otwie- ranych z tyłu, głównie na potrzeby wypo- życzalni w ośrodkach, gdzie przyjeżdża duża liczba poczatkujących (np. w Indiach, Rumunii, Bułgarii, Turcji, Libanie itd.). Lata osiemdziesiąte przyniosły jesz- cze jeden wynalazek, który szybko znik- nął ze sklepowych półek. Były to buty, których wysokość sięgała prawie do ko- lan. Wykonywano je w krótkim okresie pomiędzy 1980 a 1984 rokiem zarówno jako tylnowejściowe, jak i zwyczajne over- lap. Były to ulubione buty wszystkich za- wodników jazdy w muldach i tak zwane- go Hot Dog, czyli wczesnego narciarstwa akrobatycznego. Podobno dawały nie- prawdopodobną kontrolę, szybkość reak- cji i wygodę. Niektórzy twierdzili nawet, że w pewien sposób zapobiegają kontuzjom kolan. Czemu zniknęły? Teorii jest kilka. Po pierwsze, były ciężkie, wielkie i nieporęczne do przewożenia w bagażu. Po drugie, trud- no było na nie naciągnąć ówczesne spodnie z pianki (to nie żart). Po trzecie, konku- rencja butów tylnowejściowych okazała się zbyt silna. Podobno do dziś w Paryżu jest serwis, w którym wszyscy entuzjaści mode- lu Nordica Polaris mogą podzielić się do- świadczeniami z użytkowania, zaopatrzyć się w części zamienne lub spróbować pozy- skać takie buty. W snow-parkach w okoli- cach Chamonix jest to najbardziej kultowe obuwie, jakie tylko można sobie wyobrazić. Od czasu powstania słynnych modeli NordicaGrandPrix czy LangeCompminę- ło już sporo czasu, jednak współczesne buty narciarskie niewiele różnią się od wymie- nionych klasyków. Owszem, klamry stały się większe i wygodniejsze w użyciu, wkła- dy cieplejsze, wkładki dopasowane do stóp stają się standardem, ale główna koncepcja pozostała bez zmian. Czemu więc ciągle tak wielu narciarzy jeździ w zbyt wielkich lub źle dopasowanych butach? Według moich obserwacji w Polsce i w Szwajcarii, gdzie mieszkam zimą, ponad ¾ narciarzy ma za duże „narciarki”. Niektórzy o kilka numerów. Rekordzistą jest zapewne pan w średnim wieku, który przyszedł do na- szego sklepu w Lenzerheide z ogromnymi butami w celu dopasowania ich do nowych nart. Rozmiar jego butów wynosił w mierze Mondo Point 31,5, czyli 49 (długość skoru- py w milimetrach 365), rozmiar jego stopy 26,5, czyli 41. Pan nie wyraził chęci przy- mierzenia innych butów w bardziej pasu- jącym rozmiarze, twierdząc, że tych używa od kilku lat i jest mu w nich bardzo wygod- nie. Pozostawił Andy’go i mnie w niemym zdumieniu… Wracając do butów. Proces ich dobo- ru jest bardzo żmudny i każdy narciarz wy- bierający się po nowe powinien zarezerwo- wać sobie kilka godzin. Dobór zaczynamy od najprostszego moim zdaniem pomiaru, czyli na zwykłej miarce.Zmojego wielkiego doświadczenia wynika, że wszystkie skane- ry tak chętnie używane przez obsługę oszu- kują. Osobiście świecę przykładem. Czy to na ISPO, czy w sklepach sportowych, kiedy tylkomamokazję,pozwalam sobie zmierzyć stopę za pomocą kolejnego laserowego ska- nera. Zawsze proponowany, optymalny roz- miar to 26,5,a ja jeżdżę od 40 lat w rozmiarze 25, i co? Co więcej, przez kilka lat poważnej jazdy używałem 24,5. Bez męki, bez bólu. Czy to nie dziwne? Długość mojej obciążo- nej stopy wynosi 25,5 cm, czemu więc ska- ner dodaje mi jeden centymetr? Odpowiedź jest prosta: ponieważ jest tak skalibrowany. Chodzi o sprzedaż.O ileż łatwiej jest sprze- dawcy sięgnąć po większą parę, niż przeko- nać panią (niestety, kobiety są w tej mate- rii o wiele bardziej uparte), że jeśli zapnie klamry (zaczynając od góry) i kilka razy naciśnie piszczelami na języki, to przesta- nie dotykać dużym palcem przedniej ścian- ki. Skaner daje sprzedawcom alibi w postaci liczb na ekranie komputera, a ludzie to lu- bią.Mnie osobiście o wiele bardziej przeko- nuje ekspert, który zmierzy, dokładnie obej- rzy i zbada moją stopę,zwracając szczególną uwagę na jej szerokość, objętość pięty, wy- sokość podbicia i układ ścięgien Achillesa. Wszystko własnymi oczami i dłońmi. „Skanery są dla gawiedzi, nic nie zastąpi oka bootfittera i wywiadu z klientem” – mówi mój kolejny kolega, świetny narciarz i jed- nocześnie importer butów Lange oraz nart Dynastar w Szwajcarii, Claudio Anastasia – „Ludzie mają tendencję do wiary w tak zwa- ne zdobycze techniki, a przecież skaner nie jest w stanie wychwycić wszelkich niuansów 51
Made with FlippingBook
RkJQdWJsaXNoZXIy NDU4MTI=