sankt anton

Urbanowicz na wtorek: Niczym Morze Czerwone

Narciarstwo staje się sportem coraz bardziej ekskluzywnym, coraz droższym i wygląda na to, że tańszym nie będzie. Widzę to choćby po zaprzyjaźnionym sklepie narciarskim, który już nie bawi się w „tanie” zestawy za 1,5 tysia, bo takie kupuje się w dyskontach sportowych. Do nich przychodzi klient z określonymi oczekiwaniami nierzadko bez wahania podejmujący decyzję o kupnie desek z najwyższej półki. Znalazłem gdzieś analizę badań przeprowadzonych wśród Brytyjczyków odnośnie kryzysu finansowego na Wyspach i niestety potwierdzających tezę wstępną.

Ujęło mnie określenie, że część narciarzy deklaruje, że woli jeść śnieg prosto ze stoku, niż kupić w knajpie butelkę wody. To oczywiście napisane z przymrużeniem oka, ale wedle tych statystyk 5% respondentów (oznaczających podobno 75 tysięcy brytyjskich narciarzy) faktycznie deklaruje rezygnację z tego wydatku. To zestawienie ujawnia jeszcze inną znacznie bardziej niepokojącą statystykę. 25% brytyjskich narciarzy ze względu na zaciskanie pasa tej zimy na narty nie wybierze się wcale.

Ale to nie koniec. 13% zamierza przygotowywać sobie jedzenie na wynos rezygnując z obiadów w restauracjach na stoku. Szykuje się również apokalipsa jeśli chodzi o apres ski. Albowiem co piąty Brytyjczyk spuści ponuro wzrok, zatka uszy, przemaszeruje ostentacyjne szurając butami mimo zachęcających dźwięków Anton aus Tirol i uderzy w puchara na kwaterze, po taniości pijąc alken z lokalnej biedry, tudzież nabędzie zapas w strefie bezcłowej na lotnisku. Swoją drogą, skąd my to znamy? Przecież nie raz, nie dwa jeździło się na wyjazdy studenckie, gdzie wszystko, serio wszystko było po taniości. Raz, jak z dnia na dzień spłynął śnieg w Szczyrku, postanowiliśmy pozwiedzać okolice. A co można (było) zwiedzać w Beskidach? Oczywiście wytwórnię Bolków i Lolków w Bielsku-Białej, ale nasz umowny palec trafił na globusie na napis Żywiec. Hehe, wybraliśmy się więc autostopem (po taniości, to po taniości!) do legendarnego browaru. Na nasze machanie zareagował kierowca autobusu wiozący górników. Nie pomnę już z której kopalni i czy jechali po szychcie na narty, czy wracali do domu, ale mimo wczesnej godziny pomogliśmy im wrócić do domu w nieco trzeźwiejszym stanie odciążając ich nieco w tych, bądź co bądź, przyjemnych acz zgubnych powinnościach. Co prawda na zwiedzanie czasu nie wystarczyło, bo zakotwiczyliśmy w knajpie, w której zazwyczaj zasiada się w celach degustacyjnych na koniec wizytacji w browarach wszelkiej maści. Przyznaję, że nie mam zbyt wielu lepszych skojarzeń ze Szczyrkiem poza tą wycieczką do Żywca.

W sumie nie wiem dlaczego naszło na tę dygresję, bo musiałem zrobić sobie krótką przerwę w pisaniu i już nie pamiętam co mnie podkusiło. Czego to może dowodzić? Że czasy studenckie już dawno, dawno za mną (a studiowałem bardzo długo!), mimo to ostatnio na Kaunertalu 18 jurków za (dużą) porcję makaronu czy 20 za burgera z frytkami robiło wrażenie.

Wracając jeszcze do tych statystyk, ciekawy jestem jak wyniki takich badań by wyglądały w Polsce i czy w ogóle ktoś byłby w stanie zrobić je rzetelnie przeprowadzić.

Kryzys ewidentny panuje i to nie tylko w brytyjskich portfelach. Ostatnio w tyrolskim Sankt Anton doszło do niesamowitego zjawiska. Stok narciarski rozstąpił się w poprzek niczym Morze Czerwone – zjechał o dobre dwa metry. Może więcej, może mniej. Nieważne. Widać, że wyratrakowana trasa, spora warstwa śniegu i tu proszę. Po prostu zrobiła się przepaść do samej trawy, ni stąd i zowąd. Niby to lawina, ale nie za bardzo. Jak to sklasyfikować? Taka ciekawostka. Jak to tego doszło? Nie wiem. Lawina natomiast dokonała zniszczeń w Bischofshofen i ponoć pod znakiem zapytania stoi przeprowadzenie konkursu na czwartej na skoczni podczas Konkursu Czterech Skoczni. Zniszczenia ponoć milionowe, co spotęguje zapotrzebowanie na dudki, więc kto za to zapłaci? No my, turyści, także bierzcie na skoki swoje własne słoiki, termosy, wuwuzele, zamiast pakować skarbonki austriackim góralom dajcie zarobić lokalnym sklepikarzom pod własnym domem. Tematyka lawin niestety jest bardzo nośna. Głośno w prasie po każdym wypadku, a takich nie brakuje i mam wrażenie graniczące z pewnością, że mimo rosnącej świadomości, rozsądku pod czapkami wcale nie przybywa. Warto zatem szkolić się jeśli chodzi o bezpieczeństwo w górach, pójść na kurs a nawet odświeżyć sobie, jeśli już ktoś na takim był. Teorii i praktyki nigdy nie za mało, ze wskazaniem na praktykę, rzecz jasna. Jeśli się ktoś interesuje lawinami, ciekawe – doroczne – studium opracowała słowacka Horska Slużba. Do pobrania tutaj.

Ale skoro już dobrnęliśmy do Sankt Anton, to może krótka dygresja, bo to świetny ośrodek na krańcu Tyrolu. Od kilku lat zresztą został połączony z Lech i Zuers, a to oznacza, że kilometraż tras zrobił się tam wręcz nierealny. Trzysta a może i więcej kilometrów. Do tego bodaj nieskończona ilość wariantów pozatrasowych powoduje, że to miejsce jest ze wszech miar atrakcyjne na każdym poziomie wykwalifikowania narciarskiego. Warto wspomnieć, że po dwakroć odbywały się tutaj alpejskie czempionaty, więc dla osób lubiących targnąć się na trasy zjazdowe czy stoki slalomowe, to nie lada gratka. Tym razem, mimo reminiscencji, nie będę się rozpisywał nt. tego kurortu, ale zachęcę Was do kliknięcia w tę oto linkę:

Tamże skryta została subiektywna relacja z mojego ostatniego pobytu w Świętym Antonim.

A tak przy okazji, pan z tego filmu niedawno obchodził 70. urodziny:

Panie Franzu Klammerze, Mistrzu, zdrowia i przygód życzę! Obchody „narciarskie” jubileuszu miały miejsce w Bad Kleinkirchheim, gdzie odbyły się zawody z udziałem wielu utytułowanych gwiazd narciarstwa (i nie tylko). Zawody wygrał Patrick Ortlieb, ojciec Niny, a przed trzydziestu lat czołowy zjazdowiec świata i okolic.

Znaczniki

Podobało się? Doceń proszę atrakcyjne treści i kliknij:

Dodaj komentarz

Zobacz także

Inne artykuły

nowe narty

Nowości w świecie nart na 2024/2025

Tradycyjnie na początku sezonu rzucamy garść newsów. Z mnogości mniej lub bardziej udanych innowacji technicznych staramy się wybrać te najbardziej wartościowe. Skitouring, freeride, allmountain czy jazda po przygotowanych trasach –

maxx booldożer

Słodkie życie zwykłego instruktora

Osrodek narciarski X gdzieś we Włoszech, grudzień, godzina 6.35. Budzik przeszywa i ogłusza. Za oknem jest jeszcze ciemno. Buty, kask, bidon, rękawiczki – w plecaku. Wkrętarka z zapasową baterią, wiertarka, klucz

braathen

Cały we łzach – po pierwszym gigancie sezonu

Szast-prast, i ani się obejrzeliśmy, jak rozpoczął się kolejny alpejski sezon. Tradycyjnie pierwsze zawody odbywają się w ostatni weekend października w austriackim Sölden, na wymagającej trasie lodowca Rettenbach. Nigdy

Newsletter

Dołącz do nas – warto

Jeśli chcesz dostawać informacje o nowościach na stronie, nowych odcinkach podcastu, transmisjach live na facebooku, organizowanych przez nas szkoleniach i ważnych wydarzeniach oraz mieć dostęp do niektórych cennych materiałów na stronie (np. wersji online Magazynu NTN Snow & More) wcześniej niż inni, zapisz się na newsletter. Nie ujawnimy nikomu tego adresu e-mail, nie przesyłamy spamu, a wypisać możesz się w każdej chwili.