Ciężko ogląda się APŚ po pełnych emocji mistrzostwach świata i w obliczu faktu, że walka o wielkie Kryształowe Kule jest już w zasadzie rozstrzygnięta. Wie o tym doskonale królowa sportu alpejskiego Mikaela Shiffrin, która postanowiła zrobić sobie krótką przerwę od ścigania i nie pojawiła się na starcie kombinacji pań w Crans Montanie. Nie planuje pojechać także do Soczi, gdzie rozgrywane będą jedynie konkurencje szybkościowe, choć prowadzi jeszcze w klasyfikacji supergiganta. Mikaela odpoczywa, żeby ponownie błysnąć w Szpindlerowym Młynie i podczas finałów w Soldeu.
Sytuacja jest też raczej jasna dla Marcela Hirschera. Doprawdy zaistnieć by musiał niezwykły splot wypadków, żeby Austriak nie obronił tytułu sprzed roku. Dodajmy, że Marcel zgarnie kulę po raz ósmy z rzędu. Pomimo to Hirscher zdecydował się na start w superkombinacji w Bansku (w piątek) i o mało nie narobił sobie kłopotów. Bułgarska superkombinacja składała się z supergiganta i slalomu. Supergigant w swej górnej części ustawiony był jak bardzo rozciągnięty gigant. Trzeba było wykazać się zdolnością pokonywania długich łuków na krawędziach nart. W dolnej części trasy przybierał formę małego zjazdu, a kończył się potężnym skokiem tuż przed metą. Wydaje się, że organizatorzy zorganizowali taką małą gladiatorkę, żeby uatrakcyjnić oglądanie zawodów licznie zgromadzonej publiczności w rejonie linii mety. Niestety ów skok stał się przyczyną poważnej kontuzji Marco Schwarza, który zwyczajnie niezbyt dobrze zdusił krawędź i poszybował zbyt daleko. Wylądował już na płaskiej części trasy na tyłach nart. Ustał, ale po przekroczeniu linii mety od razu chwycił się za oba kolana. W slalomie już go nie zobaczyliśmy, a późniejsza diagnoza nie napawa optymizmem. Pięknie jeżdżący Austriak ma zerwane przednie więzadło krzyżowe w jednym z kolan. Daleko (zbyt daleko) poleciał też Hirscher, ale na szczęście skończyło się na strachu. Na szczęście…
Klasyfikacja po przejeździe supergiganta wyglądała dość nietypowo, gdyż na czele znajdował się Mauro Caviezel na miejscu trzecim Alexis Pinturault, a taki na przykład Dominik Paris był dopiero 12.
W slalomie Marcel Hirscher atakował z miejsca dwudziestego i oczywiście zanotował najlepszy czas przejazdu (choć musiał się nim podzielić z Trevorem Philpem z USA). Bardzo dobrze pojechał też Stefan Hadalin, który uplasował się tuż za Mistrzem. Dopiero mający naprawdę dużą przewagę Alexis Pinturault pokonał Austriaka o łącznie 0,68 sekundy.
W sobotę, z powodu bardzo obfitych opadów śniegu nie rozegrano w Bansku supergiganta. Niedzielny gigant udał się za to znakomicie. Organizatorzy wykonali tytaniczną pracę, żeby usunąć z trasy nadmiar śniegu i osiągnąć wystarczająco twardą pokrywę. Po pierwszym przejeździe na czele znajdowała się wielka trójka konkurencji technicznych w kolejności: Hirscher, Kristoffersen, Pinturault. Inni nie mieli zamiaru się jednak poddawać. Przejazd drugi przepięknie pojechał Leif Kristian Nestvold-Haugen osiągając najlepszy czas na mało zrytej trasie. Fantastycznie zaatakował Thomas Fanara. Jego czas ostatecznie wystarczył na podium. Przepadli Olsson i Pinturault. Henrik Kristoffersen przez dłuższy czas jechał z ogromną przewagą i ostatecznie pokonał Fanarę, ale zaledwie o 0,39 sekundy, gubiąc sporo czasu w ostatniej sekcji. Hirscher pojechał z błędami. Najpierw kilkoma małymi, a później przytarł biodrem o śnieg i cudem wyszedł z opresji. Druga część giganta to popis wspaniałej i ryzykownej jazdy, ale ostatecznie Mistrz przegrał z Henrikiem o 0,04 sekundy. Przy okazji jednak, osiemdziesięcioma punktami za drugie miejsce zapewnił sobie kulkę za gigant.
Panie ścigały się w sobotę w Crans Montanie na przepięknej i trudnej trasie zjazdowej. Niestety i tu nie obyło się bez poważnych kontuzji. Jadąca z numerem jeden Ilka Štuhec bardzo nieprzyjemnie upadła po jednym ze skoków i skończyła w siatkach. Co prawda przy akompaniamencie braw sama dotarła do mety, ale późniejsze badania wykazały zerwanie więzadła krzyżowego w jednym z kolan. Mam wielką nadzieję, ze Ilka pozbiera się i po tej kontuzji w stylu w jakim zrobiła to w tym sezonie. Ogromna szkoda…
Ostatecznie zjazd wygrała Sofia Goggia przed Joaną Haehlen (po raz pierwszy na podium) i Larą Gut-Behrami. Na oficjalne wyniki musieliśmy czekać jednak dość długo, a sama konkurencja była kilkakrotnie przerywana, gdyż Szwajcarzy mieli kłopoty z funkcjonowaniem pomiaru czasu (taka niespodzianka) z powodu słońca świecącego prosto w zwierciadła fotokomórek.
Niedzielna superkombinacja nie była jakoś specjalnie porywająca. Warto jednak odnotować wspaniałą jazdę w slalomie Roni Remme, młodej Kanadyjki o norweskich korzeniach (ostatecznie druga), trzecie miejsce Wendy Holdener zdecydowanie lepiej czującej się w bardziej twardych warunkach oraz trzecie już zwycięstwo w kombinacji Federici Brignone w tym szwajcarskim kurorcie. Widocznie Fede ma jakąś specjalną receptę na stoki Crans Montany.