Ach! Co to był za tydzień! Dwa wieczorne slalomy pań we Flachau i na deser całkiem dzienny gigant. Superkombinacja, zjazd i slalom w Wengen dla panów. Pomimo bardzo trudnych warunków pogodowych i obfitych opadów w Alpach program ten udało się zrealizować bez większych przeszkód. I choć niektórzy zawodnicy mieli trochę pecha do pogody, to i tak wielkie brawa należą się organizatorom za wysiłek zakończony sukcesem.
Królową Flachau na trasie Hermann Maier została bez dwóch zdań Veronika Zuzulowa-Velez. Wygrywając oba slalomy, stała się jedną z najbardziej gorących kandydatek do małej kryształowej kuli w tej konkurencji na koniec sezonu. Jeszcze nie tak dawno wydawało się, że pod nieobecność Mikaeli Shiffrin wszystko „pozamiata” wiecznie druga Frida Hansdotter. Szwedce daleko jednak do formy z ubiegłego sezonu i wyraźnie męczy się na trasach. No może nie aż tak, żeby zajmować dalekie miejsca, ale we Flachau wystarczyło „tylko” na miejsca trzecie (12.01) i drugie w piątek. Doskonale pojechała też w pierwszym slalomie z Flachau moja ulubienica Sarka Strachova zajmując drugie miejsce. Wschodząca gwiazda slalomów Petra Vhlova z Czech wywalczyła trzecie miejsce w piątek po zaatakowaniu z dalszej pozycji po pierwszym przejeździe (najlepszy czas drugiego przejazdu). Jak zapewne zauważyliście w obu slalomach na podium nie stanęła żadna przedstawicielka tak zwanych krajów alpejskich. Znaczy li to, że w innych krajach można mierzyć w tych dyscyplinach wysoko? Pytam (retorycznie) „działaczy” PZN oraz samych naszych zawodników. Dowiem się zapewne, że „tamci” i tak mają lepiej, bliżej, łatwiej, a u nas „za mało pieniążków” – że też zacytuję czołową rodzimą alpejkę.
W niedzielę panie ścigały się ponownie we Flachau, ale tym razem w gigancie. Swoje pierwsze zwycięstwo w tym sezonie zanotowała Niemka Victoria Rebensburg po fenomenalnej jeździe w drugim przejeździe. Druga na podium stanęła Ana Drev, która nie utrzymała prowadzenia z pierwszego. Trzecią była niezwykle równo jeżdżąca Włoszka Federica Brignone. Tym razem podium wyglądało dość tradycyjnie i wcześniej wymieniani działacze mogli odetchnąć z ulgą. Nie będzie pytań, nawet retorycznych.
Panowie zaliczyli klasyka w Wengen. W piątek rozegrano tam superkombinację, którą wygrał Kjetil Jansrud przed Akselem Svindalem i Adrienem Theaux. Zauważyliście, że na podium znaleźli się zjazdowcy? No właśnie. Slalom rozgrywano nie na tradycyjnym dla niego stoku, ale w dolnej części trasy zjazdowej. „Slalom był super łatwy” – powiedział na mecie wielki zjazdowy słoń Dominik Paris. „Faworyzował nas, zjazdowców” – wtórował Christof Innerhofer – „ale i tak z niego wypadłem” – dorzucił ze śmiechem. W kombinacji startował też nasz specjalista od tej konkurencji, stawiający wszystko na jedną kartę zawodnik Maciej Bydliński. Po intensywnych przygotowaniach nawet nie najgorzej pojechał zjazd zajmując miejsce zaraz za pierwszą trzydziestką. Po bardzo słabo zjechanym slalomie awansował jednak na miejsce 29. gdyż kilku zawodników – typowych zjazdowców – jak Reichelt, Feuz, Guay, czy Sporn po prostu nie przyszło na drugi przejazd traktując zjazd do kombinacji, jako formę treningu przed zawodami dnia następnego. Bydliński miał gorszy czas slalomu niż, uwaga: Svindal, Paris, Fill, Klotz, i oczywiście Jansrud. Widzieliście kiedyś tych panów startujących w slalomach otwartych? No cóż następna i ostatnia szansa w kombinacji w Kitzbühel. Życzę mu (bez ironii) jak najlepiej, ale nadal nie mogę zrozumieć tego uporu w braniu się za konkurencje szybkościowe, kiedy przykład nie najmłodszego już Choroszyłowa jest na wyciągnięcie ręki. Na dodatek Bydliński naprawdę potrafi (potrafił?) jeździć slalomy, więc tym bardziej wszystko jest (dla mnie) nieco dziwne. Ale „nie mój cyrk, nie moje małpy”, szczególnie, że nasz dzielny reprezentant jeździ w tym sezonie za swoje i za datki zebrane w internetowej akcji wsparcia. Drugi z naszych reprezentantów pretendujący do roli zawodnika konkurencji szybkościowych zajął 41. miejsce na 44, którzy ukończyli. Podziwiam upór, ale też nie rozumiem idei.
W sobotnim zjeździe otwartym, wreszcie po raz pierwszy w Wengen wygrał Aksel Lund Svindal. Jego radość po zwycięstwie była mocno przytłumiona, gdyż doświadczony ten zawodnik doskonale zdawał sobie sprawę, jak nierówne były warunki na trasie. Przeciągające od czasu do czasu na wysokości Sailerboden pasma mgły mocno utrudniały jazdę niektórym zawodnikom. Najgorsze przydarzyło się Guillermo Fayed (miejsce 22.), który jechał na ślepo przez około 200 metrów. Zawodnik ten na mecie głośno wyrażał swoje niezadowolenie, szczególnie, że mający startować za nim Jansrud został zatrzymany w bramce startowej do czasu polepszenia się widoczności. Na niewiele się to zdało. Kjetil finiszował dopiero 12. „Nie mogę zbyt głośno krzyczeć z radości” – mówił po rozdaniu nagród Svindal – „za bardzo respektuję moich konkurentów i przyjaciół, żebym czuł dzisiaj pełną radość zwycięstwa. Jeśli zamiast numeru 18 miałbym na przykład 22, dziś także byłbym poza dziesiątką”. Tym samym Aksel – jak zwykle – pokazał najwyższą sportową klasę. Na miejscu drugim Hannes Reichelt, a trzecim niespodziewanie Klaus Kröll. Nasi specjaliści konkurencji szybkościowych nie startowali. Czy tylko mnie wydaje się to dziwne? No to w końcu, jak to jest: stawiamy na konkurencje szybkościowe, czy techniczne?
Slalom w niedzielę padł łupem Henrika Kristoffersena, który zaczyna rozkręcać się na dobre. Następnie finiszowali dwaj włosi: Razzoli i Gross. Marcel Hirscher po dość przeciętnym pierwszym przejeździe wypadł w drugim. Wyglądał na zmęczonego i chorego. a może po prostu miał gorszy dzień? Choroszyłow też wypadł w pierwszym, więc z wielkiej trójki dwóch ostatnich slalomów pozostał jedynie Henrik. I wygrał.
Maciej Bydliński ukończył pierwszy przejazd na miejscu 44. na 47., którzy dotarli do mety. Po dwóch przejazdach na miejscu 16. sklasyfikowano Dave Rydinga z Wielkiej Brytanii. To już drugie miejsce w okolicach pierwszej piętnastki tego zawodnika w tym sezonie. Znaczy chyba można?
Zauważyliście, że wszystkie trzy konkurencje w Wengen padły łupem Norwegów? Niezły mają team!
W następny weekend klasyki w Kitz i Cortina d’Ampezzo. Oba miejsca, jak również Schladming przeszły pozytywną kontrolę śniegu. Czekamy z niecierpliwością.