Po czterodniowym pobycie na campingu w Szwajcarii przenosimy się do Włoch. Podjęliśmy decyzję, że nie mieszkamy dłużej pod namiotami, chociaż takie były pierwotne plany również na Maso Corto. Na szczęście udało nam się znaleźć dosyć tanie noclegi pod samym wyciągiem.
Zadowoleni perspektywą wygodnego spania ruszamy w podróż do Włoch. Zdecydowaliśmy się na nieco okrężną drogę przez Livigno oraz jedną z najwyższych przełęczy w Europie udostępnionych dla samochodów tylko w okresie letnim – Passo Stelvio. Serpentynami wspinamy się na wysokość ponad 2800 metrów. Wszystkim polecam tę trasę, widoki bajka!
Po całym dniu spędzonym w samochodzie dotarliśmy na miejsce. Niestety przywitała nas deszczowa pogoda, która towarzyszyła nam już do samego końca wyjazdu. Z tego powodu mieliśmy dodatkowo sporo pracy, żeby zrobić dobre ujęcia i filmy. Wymagało to naprawdę perfekcyjnego zgrania zespołu. Przed każdym skokiem czekałem na dziurę w chmurach i odrobinę słońca, następnie dostawałem informację od reszty ekipy przez radio i ruszałem na przeszkodę. I tak od zdjęcia do zdjęcia. Inaczej nic by nie wyszło z naszych planów.
Kolejnym problemem we Włoszech była bardzo mała ilość śniegu. Trzy dni przed naszym przyjazdem ulewy spowodowały straszne spustoszenie. Lodowiec wyglądał naprawdę bardzo biednie, wszędzie były widoczne czarne plamy wiecznego lodu, a przy dolnej stacji krzesełka płynęły strumyki wody, przez które trzeba było przejechać, żeby dostać się ze snowparku do wyciągu. Mimo tak trudnych warunków śniegowych widać było, że pracownicy stacji naprawdę dokładają wszelkich starań, żeby snowpark był czynny, a przeszkody całkiem dobrze zadbane. Ku mojemu zdziwieniu, otwarta była nawet największa skocznia (22m płaskiego), co jest naprawdę rzadko spotykane w okresie letnim.
Podsumowując całą wyprawę stwierdzam, że po trzech tygodniach spędzonych na nartach jestem naprawdę wyczerpany, ale również bardzo zadowolony. W Alpach jest gdzie jeździć niezależnie od pory roku i pogody, zawsze można coś dla siebie znaleźć. Z resztą ekipy zrobiliśmy kawał dobrej roboty, co jest już widoczne na zdjęciach Maćka Świstka. Teraz czekamy na film Michała Wrońskiego, który ma pojawić się z początkiem września.
Jestem pewny, że będzie co oglądać! Już dziś zapraszamy.