Po „nocnym” supergigancie kobiet FIS zafundował zawodnikom kolejną niespodziankę. Napięty harmonogram mistrzostw zmusił organizatorów do rozłożenia piątkowego treningu DH mężczyzn na dwa dni. Niestety w piątek korzystanie z dolnej części trasy było niemożliwe z powodu superkombinacji kobiet. Pytanie czy około półtorej minuty przejazdu w piątek rano i 40 sekund na końcowej ściance trasy w sobotę przed zawodami to najlepsze rozwiązanie? Szczerze, przyglądając się ostatnim poczynaniom FIS, należy cieszyć się, że nie kazano zawodnikom startować w ubiorze à la ostatni przejazd Didiera Cuche’a.
Pomijając słuszność decyzji skupmy się na jej skutkach:
- Nikt nie miał szansy przejechać pełnej trasy po tym jak mróz na dobre złapał w Schladming.
- Przejazd ostatniej sekcji na świeżych nogach nijak ma się do pokonywania tych samych zakrętów z minutą trzydzieści na karku.
- Jeden z faworytów gospodarzy Max Franz uległ kontuzji i same zawody przejechał na 90% po czym używając kijków jako kul udał się do namiotu medyków. Koniec jego sezonu? Niewykluczone.
Pomimo ograniczonej widoczności, która momentami wymuszała na zawodnikach jazdę na autopilocie, same zawody dostarczyły emocji godnych najważniejszej imprezy sezonu. W celu przeanalizowania tego arcyciekawego zjazdu pozwoliłem sobie na podzielenie moich spostrzeżeń na następujące punkty:
Austriacy:
Aby przypomnieć sobie, kiedy ostatni raz Austriakom było tak bardzo wstyd, musimy cofnąć się pięć lat. Wtedy to okazało się, że niektórzy z nich trzymają swoje rodziny w piwnicach. Pamiętacie jak za najlepszych lat Adam Małysz zajadał się bułką i bananem przed zawodami? Dzisiaj Klaus Kroell musiał połknąć kij od szczotki, bo miejscowy faworyt nie przypominał spokojnego i płynnie jadącego zawodnika z treningów. +1.35 s. do zwycięzcy to zdecydowanie za dużo jak na zawodnika, który wychował się na tej trasie. Hannes Reichelt ostatnimi czasy to częsty gość na podium PŚ. Niestety dzisiaj po nijakiej górnej sekcji, dolna okazała się zbyt kręta. Efekt ominięta bramka i DNF. Wcześniej wspomniany Franz zjechał, bo nie chciał zawieść publiczności jazdą na pół gwizdka i lokata w trzeciej dziesiątce. Jedyny pozytyw to przejazd młodego Matthiasa Mayera. W tym chłopaku jest coś z Bode Millera „go hard or go home”. Mayer to być może przyszłość austriackich konkurencji szybkościowych.
Kanadyjczycy:
Biorąc pod uwagę ostatnie występy Crazy Cunucks podczas zjazdów na MŚ, ten wyścig był jak to mawiają Anglicy „theirs to lose”. Solidny występ Jana Hudeca i przyzwoite lokaty Thomsena i Osborne-Paradisa zostały przyćmione występem broniącego tytułu Erica Guaya. Po jeździe życia w górnej części trasy, Kanadyjczyk popełnił błąd w środku i wyjechał na dole trasy próbując nadrobić stracony czas – drugi faworyt po Reichelcie z DNF przy nazwisku.
Medale
Francuzi nie zwalniają tępa i po niespodziewanym medalu w SG powiększają dorobek medalowy o brązowy krążek Davida Poissona (z franc. Ryba). Chociaż drugie miejsce na podium przypadło Włochowi, Francuzi nadal mogą mieć powody do radości. Wszak jego nazwisko nie mogłoby być bardziej francuskie – Paris, Dominik Paris. Oprócz samej jazdy na podziw zasługuje siła psychiczna tego młodego zawodnika. Przed zawodami postrzegany jako jeden z faworytów (jest liderem klasyfikacji zjazdowej PŚ), nie ugiął się pod presją i z Austrii wróci ze srebrem. Svindal ostatni zjazd wygrał w Lake Louise w listopadzie, do tego błąd w dolnej części trasy podczas SG trzy dni temu mógł wskazywać na „zmęczenie materiału”. Czy z Latającego Wikinga uchodziła para? Czy nie trafił z optymalną formą na MŚ? Nic podobnego po przejeździe, którym zamknął usta wszystkim niedowiarkom, chyba nikt nie miał wątpliwości, że od tego momentu reszta ściga się o srebro. Nawiązując do francuskiego motywu podium chapeau bas monsieur Svindal.
Wątek poboczny
Oprócz zmagań zjazdowców warto przypatrzeć się kombinatorom. Dobry wynik Zurbriggena, przyzwoity Kostelica i dwie niewiadome, czy Pinturault powrócił do pełni sił po chorobie i czy „Blitz z Pitz” Benny Raich zdoła uratować ten sezon dobrym występem 11 lutego? Oj, będzie się działo.
Polacy
Dwa lata temu pod jednym z moich wpisów z MŚ ukazał się post wytykający mi brak relacji z osiągnięć Polaków. Przyznam się, że spowodowane jest to atmosferą sportowego święta. Podczas Euro 2012 skupiałem się na grze Hiszpanów czy Włochów, zamiast rozpamiętywaniem, że nie wyszliśmy z najgorszej grupy w historii ME. Ale cóż przepraszam i obiecuję poprawę.
Maciek Bydliński
Możliwe, że przed startem nasz zawodnik oglądał Eurosport z angielskim komentarzem i zbyt wziął sobie do serca słowa komentatora, że po przejeździe Svindala wszyscy ścigają się o srebro. Mógł stwierdzić, że nie będzie się ścigał o marne medalowe ochłapy i udał się na dół wyciągiem. Druga teoria – Polak uznał, że treningowe kombinacje FIS-u to wystarczające przygotowanie przed nadchodzącą kombinacją i oszczędza swoje siły na poniedziałek.
Michał Kłusak
Miejsce w środku czwartej dziesiątki to na pewno krok w dobrym kierunku dla młodego Polaka. Pamiętajmy jednak, że z powodu okrojonych składów czołowych ekip nie odzwierciedla to w pełni jego „miejsca w szeregu” Pucharu Świata. Jako ciekawostkę dodam, że jego strata do zwycięzcy przełożona na odległość to jakieś 215 m.
1 komentarz do “Wiking i Paryska Ryba”
Wszak jego nazwisko nie mogłoby być bardziej francuskie – Paris, Dominik Paris ;-)
BTW. Panie Piotrze – Super tekst ! Bardzo dobre podsumowanie poczynań FIS-u na tych mistrzostwach. No i ta pogoda w Schladming. Goshhh ! Kiedy w końcu będzie lampa!