Możemy tu wypisać kilka banałów o upływie czasu. Przedstawimy jednak fakty. Alpejczycy trenują już na południowej półkuli w Nowej Zelandii czy Ameryce Południowej. A u nas w kraju Stalkant FM, samozwańcze medium narciarskie i sportowe, szykuje się już do czwartego sezonu nadawania. Naładowaliśmy bateryjki do pełna podczas lata, dlatego niezrażeni tym, że słucha nas najbliższa rodzina oraz paru znajomych, dalej zamierzamy zadawać trudne pytania, tworzyć przezabawne memeski oraz cieszyć się narciarstwem! A teraz przychodzi nasz ulubiony moment, w którym możemy dotrzeć do większej publiczności. Przygotowaliśmy już wosk i klucz, karty tarota oraz skonsultowaliśmy się z wróżem Maciejem. W tym roku na pewno wszystkie nasze przewidywania będą trafione, jak zawsze zresztą.
Tonio: Jak doskonale ubiegły sezon pokazał – narciarstwo ma się świetnie w krajach egzotycznych. Co prawda trudno do egzotyki zaliczać Chorwację (choć tegoroczny Zagrzeb był bliski tropikalnym temperaturom), natomiast Grecję już jak najbardziej. Tak samo dobrze narciarskie tropiki mają się w Polsce, zwłaszcza od strony dziennikarskiej. Stalkant FM, czyli jedyne medium narciarskie z kraju nad Wisłą, w minionym sezonie zaliczyło aż cztery edycje Pucharu Świata (Sölden, Alta Badia, Val Gardena, Szpindlerowy Młyn). Liczba ta byłaby nawet większa, gdybyśmy mieli tylko więcej czasu i pieniędzy, ale z tych dwóch rzeczy jedyne, co mamy, to trzydziestki na karku. Miniony sezon to była prawdziwa narciarska dionizja, uczta dla podniebienia. Mnóstwo przejechanych stoków, przetestowanych nart, obejrzanych zawodów, przeprowadzonych ciekawych rozmów i aż tylko czekać, co przyniesie kolejny. Z naszej strony w czwartym, kolejnym sezonie jak zawsze trafne, merytoryczne diagnozy i analizy, jak Borek z Podolińskim, humor jak w „Familiadzie” i emocje jak na każdym meczu Legii w pucharach.
Ulubiony moment zeszłego sezonu?
Macio: Historia AJ Ginnisa jest tutaj zupełnie bezkonkurencyjna. Wydawało mi się, że w obecnym świecie, gdzie wszyscy szukają „marginal gainsów”, taka sytuacja jest niemożliwa, a jednak okazuje się, że bogowie sportu, w szczególności ci, którzy zasiadają na Olimpie, są romantykami. To, że AJ ma talent, było wiadome od dawna, w końcu przypadkowi slalomiści z Jędrola nie zdobywają medali juniorskich mistrzostw świata. Jednak żeby dalej wierzyć w możliwość osiągnięcia sukcesu po sześciu operacjach jednego kolana, trzeba mieć, jak filmowy Jarosław, zajebiście silną psychę. Myślę, że wszyscy narciarze, którzy zmagają się z problemami zdrowotnymi, powinni oklejać ściany plakatami amerykańskiego Greka.
Tonio: Tak się składa, że moje ulubione momenty zawsze są powiązane ze slalomem i tak było również w tym roku. Przede wszystkim AJ Ginnis i filmowa historia skreślonego sportowca, który uporem i determinacją wdrapał się do narciarskiego panteonu. Piękno tej historii tkwi w tym, że ona dopiero się rozpoczyna i liczę na dobry sequel w tym roku. W całym tym zamieszaniu ze srebrem Greka wielu mógł umknąć fakt, że Kristoffersen w końcu został mistrzem świata i, co tu gadać, śmiejemy się z fanclubu HK94, ale chłopu się to należało jak psu buda. Do tego Vinatzer, który dojechał zawody, coś pięknego. Z innej beczki, ale zostając przy slalomie – pierwsze podium dla Popova, pierwsze dla Zrinki Ljutić i Leony Popović.
Czy Odermatt i Shiffrin wygrają PŚ?
Macio: Tak i tak. I proszę mi tu nie narzekać na nudę, ja np. Pink Floydów zawsze słucham z wielką radością, napawajmy się po prostu wirtuozami. Jedynie liczę na to, że Marco będzie naciskany przez Norwegów i chociaż będzie musiał się trochę bardziej napocić.
Tonio: Z Shiffrin to nie wiadomo, o ile jej się będzie dalej chciało, jak sama kiedyś wspominała. Odermatt to pewniaczek, jak zwycięstwo Lecha w meczu z Wartą, można stawiać domy i śmiało puszczać kupony, no chyba że nie daj Boże sobie coś zrobi. Trzeba się cieszyć, bo kiedyś będziemy mogli opowiadać dzieciom, że gdybyśmy nie poznali matki, to też byśmy tak jeździli, bo zapowiadaliśmy się na wyśmienitych narciarzy z predyspozycjami i byliśmy nawet w kadrze wojewódzkiej.
Kto w tym roku wystrzeli? Jakie nowe twarze pojawią się w Pucharze Świata?
Macio: Bardzo lubię obserwować wschodzące gwiazdy narciarstwa, mogę wtedy snuć wizje, że gdybym wstawał troszkę wcześniej i zrobił dwa przejazdy więcej, to może też bym tam był. Nie będę specjalnie odkrywczy, jeśli powiem, że trzej norwescy muszkieterowie, czyli Braathen, McGrath (pewnie wyliże się po kontuzji) oraz Steen Olsen będą walczyć o zwycięstwa i wysokie pozycje w generalkach. W zeszłosezonowej klasyfikacji Pucharu Europy pierwsze trzy miejsca zajęli Szwajcarzy (Mettler, Kohler i Boisset) lubujący się w długich nartach. Wszyscy jak na szybkościowców są stosunkowo młodzi (25 lat), tak że wydaje się, że ciężar presji wyniku po zakończeniu kariery przez Feuza może być częściowo zdjęty z barków Odermatta. Jednak moim typem na rewelację w kolejnym sezonie jest Filippo Della Vite. Ma już za sobą 10. miejsce w mistrzostwach świata, top 10 zawodów pucharowych też już nie jest dla niego obce, dlatego czas na kolejny krok. Brakuje mi zdecydowanie Włochów na podium, dlatego Filippo, wcinaj dużo pasty i jeszcze więcej trenuj! W rywalizacji pań liczę za to na ustabilizowanie formy przez Zrinkę Ljutić. Ivica Kostelić w rozmowie z nami powiedział, że nikt nie potrafi wykonać tak ciasnego skrętu jak Zrinka, liczę na to, że Schiffrin zyska godną rywalkę. Ciekawi mnie, w jakiej formie po zerwaniu więzadeł będzie Lara Colturi.
Tonio: Zrinka Ljutić, Lara Colturi, Alex Steen Olsen. Reszta to stare wygi i nie ma sensu ich po raz kolejny wymieniać. Zrinka wystrzeliła w zeszłym roku, Lara nie miała nawet czasu, by się pokazać, a już się rozwaliła, a Steen Olsen to kolejny świetny produkt z fabryki Skifabrikken.no znanej z masowej produkcji potencjalnych kandydatów do wygrywania kulek PŚ.
Na kogo padnie zły urok? Do kogo fortuna w tym roku się nie uśmiechnie?
Macio: Rok temu błędnie prognozowałem, że Wendy Holdener już nie wygra Pucharu Świata, jednak ku naszej uciesze zamknęła mi usta. Lecz kiedy myślę o zawodnikach wyjątkowo pechowych, to na myśl przychodzą mi od razu omawiany rok temu przypadek Tanguya Nefa oraz włoski bokser Alex Vinatzer. Szczerze mówiąc, nie wiem, czy Nef będzie w stanie w końcu się pozbierać. Każdy wie, jakie ma umiejętności, jednak wygląda na to, że już każdy traci do niego cierpliwość. Ale za to oficjalnie wręczamy mu puchar najszybszego do pierwszego pomiaru. Jeśli chodzi o Vinatzera, to obstawiam, że wraz ze zdobytym doświadczeniem nareszcie obejrzymy nową, skuteczną wersję tego slalomisty. U pań bardzo często wypadała Zrinka Ljutić, jednak zrzucam to na karb pierwszego pełnego sezonu w PŚ, teraz na pewno będzie lepiej. Mokotowski czarodzieju, a czy Ty wyczuwasz gdzieś złą aurę, która nie pozwala na realizację potencjału?
Tonio: Chciałbym móc powiedzieć, że Mokotów żyje alpejskim cyrkiem, ale tutaj rządzą bardziej przyziemne sprawy jak promocja na schabik, dramy z niesprzątaniem po swoich psach czy zbyt uciążliwymi remontami. Standardowo na Mokotowie myślimy pozytywnie i nie zastanawiamy się, komu się nie uda, bo tutaj przecież się wszystkim udaje, a pieniądz leży na ulicy. No a tak na serio, znowu będę życzyć odczarowania klątwy – przede wszystkim czekam na Michelle Gisin, żeby coś w tej radosnej głowie się przestawiło. Wendy na szczęście (swoje oczywiście) zamknęła nam – delikatnie mówiąc – mordy (ale delikatnie) i Bogu dzięki, że jesteśmy względnie małym medium, bo za memy o niej to albo 200 zł mandatu, albo dożywocie. Vinatzer uratował się tym medalem, ale dla mnie to za mało i również z przyjemnością posłuchałbym „Fratelli d’Italia”. No i jeszcze moje ulubienice, czyli Katharina, Katharina, Katharina i Katharina (mam nadzieję, że o wszystkich pamiętałem). Weźcie wy tam z tym slalomem się ogarnijcie, nie każcie nam zakładać nart i wam pokazywać tej słynnej ręki w śniegu oraz gibkości pantery, litości, my nie mamy 18 lat.
Czy pamiętasz bardziej zaskakujące zakończenie kariery niż to Matthiasa Mayera?
Macio: Bardzo ciekawa historia. Najbardziej nie jestem w stanie zrozumieć tego, że gość całe lato ciężko pracował po to, żeby przelecieć się do Ameryki Północnej i przejechać w Val Gardenie. Ja wolałbym całe lato spokojnie jeździć na rowerku i popijać kawkę w ładnych miejscach, no ale zjazdowcy to szaleni ludzie i może Matthias chciał na koniec kariery wszystkich wprawić w konsternację. Ciekawe, co powiedzieli trenerzy i związkowcy po tej decyzji. Przypominam sobie jeszcze zamrożenie kariery przez Metę Hrovat, które mnie trochę zaskoczyło, ale Słowenkę już świerzbi, by wrócić na alpejskie trasy, jak nas, by potrenować na UFO.
Tonio: Z jednej strony żyjemy w czasach prawdziwych tytanów sportu, z drugiej zaś przychodzi nam oglądać smutne upadki co poniektórych. Często na tyle zżywamy się z tymi emocjami, że zwyczajnie nie możemy uwierzyć, że ot tak po prostu już ta osoba nie będzie nas zabawiała swoimi występami. W swoim kibicowskim egoizmie rzadko kiedy znajdujemy chwilę, by się zastanowić nad trudem sportowców, sumą wyrzeczeń oraz ich uczuciach i zwyczajnym życiu, do którego przecież każdy tęskni. No i Matthias Mayer nie ma czasu na takie pierdoły, znudziło mi się, idę do domu, nara, chłopaki, dzięki. Bardzo szanuję taką decyzję, co prawda cytując klasyka: „mógł chłop jeździć”, ale czasem w życiu trafiają się tzw. fatalne przejęzyczenia, których zwyczajnie nie da się z powrotem schować. Life goes on, dzięki za fajne przejazdy.
Czy stare lisiczki i lisy pokażą jeszcze zęby?
Macio: Szczególnie ja jestem osobą, która nigdy nie powinna zbyt wcześnie skreślać starych wyjadaczy. Już dwa lata temu chciałem wysłać na emeryturę Fede Brignone, ale na szczęście nikt nie tłumaczy naszych wynurzeń na włoski. Trzymam kciuki za Ilkę Štuhec, która po chudych latach znowu melduje się wysoko w konkurencjach szybkich, gdzie, jak wiadomo, doświadczenie jest bezcenne. Tonio w głębinach francuskiego Instagrama wyszukał też newsy, że Alexis Pinturault będzie więcej jeździł na długich nartach. Bardzo jestem ciekaw tej konwersji, czy wyjdzie to na dobre. Pamiętamy wielu świetnych zawodników, którzy z wiekiem woleli prędkość, chociażby Bode Miller. Ewentualnie jeśli Alexowi nie wyjdzie z prędkością, to proponuję naszą, sprawdzoną drogę. Z wiekiem na nartach może i wolniejsi, ale za to coraz bardziej dostojni, przecież pośpiech poniża.
Tonio: Z idoli cały czas w grze pozostaje najlepszy z lisów, Rommel narciarskich stoków, Dave „The Rocket” Ryding. Liczę na Brytola z całych sił, kibicuję jego wspaniałemu kunsztowi i finezji na stoku. Co prawda rzadko kiedy teraz się zdarza, by w dobie megafizycznych slalomów taki narciarski poeta wygrywał z Zubčicami, Fellerami, Zenhäusernami czy kimkolwiek z norweskiej fabryki narciarzy, ale za chłopa kciuki trzymałem i trzymać będę. Z racji tego, że jesteśmy w wieku Kildeszona, to śmiało liczę, że w tym roku coś tego Odermatta postraszy. Wśród babek do straszenia śmiało zapraszam boską Fede, co prawda lata mijają, ale ona, jej jazda i jej oczy piękne i mądre jak nigdy.
Za kim najbardziej będziesz tęsknił w nowym sezonie?
Macio: Zawody alpejskie już nie będą takie same. Z alpejskiego cyrku wypisał się ten, dla którego siadaliśmy przed telewizory, zaciskając mocno palce na kubku z kawą. Ten, który pokazywał nam, że wszystko w narciarstwie jest możliwe. Oczywiście o ile jesteś księciem i masz furę hajsu, bo karierę skończył Hubertus von Hohenlohe. Niezła historia, facet zaliczył wszystkie mistrzostwa świata od 1982 r., oprócz tych w 2007 r., które opuścił z powodu kontuzji. Ale żarty na bok, bo to raczej informacja z pogranicza narciarskiego kabaretu i cyrku, szczególnie że wraz z poprzednim sezonem dla mnie skończyła się pewna epoka, gdyż narty do piwnicy odstawił Johan Clarey. Był trochę jak kapusta z grzybami na wigilijnym stole, może nie był głównym aktorem, ale wspaniale uzupełniał pojedynki frontmanów, nieraz ich zaskakując. Pierwsze punkty w PŚ Johana to 2004 r., kiedy generalkę wygrał Hermann Maier. Właśnie poczułem się staro.
Tonio: Pożegnań było wiele: Feuz, Worley, Clarey czy już wspomniany multimedalista Mayer. O każdym z nich można by spokojnie wypisać kilka linijek, opisując, ile to zwycięstw osiągnęli, ileż to medali zdobyli. Ja natomiast kolejny sezon tęsknię za jednym jedynym Marcelem Hirscherem. Widząc, jak poczyna sobie na nartach, jak się tym wszystkim bawi, to aż się ciśnie na język i ciężko się powstrzymać od wspaniałej wizji powracającego wielkiego mistrza, chociażby na jakąś wielką imprezę. Co prawda nie wiem, co więcej on miałby jeszcze wygrać, ale tak na kilka slalomów? Dla mnie i dla Macia? Na takie Kitz dla samego jajcowania? Marcel, no weź.
A co nowego na polskim łez padole?
Tonio: Nowości na polskim łez padole wspaniałe. Puchar Świata w Polsce (co prawda w snowboardzie, ale nadal) oraz coraz śmielsze deklaracje w sprawie modernizacji Palenicy z myślą o imprezach pucharowych. Dane mi było nawet uczestniczyć w szkoleniu dla trenerów (znowu awans) organizowanym przez PZN oraz dowiedzieć się, o co w tym narciarstwie tak naprawdę chodzi. Najbardziej w pamięci zapadł mi wykład o teorii skrętu gigantowego w wykonaniu Marcina Orłowskiego, który poprzedził zajęcia na Kasprowym wraz z Maryną Gąsienicą Daniel. Zainteresowanie szkoleniem przerosło chyba najśmielsze oczekiwania związku (zgłosiło się ponad 70 osób), co świadczy o tym, że jest to krok w dobrą stronę. Co prawda krok ten postawiony dość chwiejnie, ale od czegoś trzeba zacząć, bowiem jednolitość systemu szkolenia oraz sam fakt konieczności jego powstania jest rzeczą najwyższej wagi, jeżeli chcemy myśleć o naszym kraju poważnie w kategoriach narciarstwa zjazdowego.
Co do naszych orłów rozsianych po całym świecie w poszukiwaniu najlepszego śniegu, jak u Rycha Peji – nie zmienia się nic. Trzymam kciuki z całych sił, niech was kontuzje omijają szerokim łukiem, dacie radę. Polska górą.
Macio: To będzie drugi sezon naszego orła z Wisły w roli prezesa PZN! Nie liczyliśmy, że rozwój polskiego narciarstwa wystrzeli jak prezes z progu w Willingen. Trzeba przyznać, że w zasadzie po tylu latach obserwowania związku trudno mieć jakiekolwiek oczekiwania. Gdy przystawiliśmy tu i ówdzie ucho, to słychać, że tradycja bałaganu organizacyjnego jest wciąż pielęgnowana. Liczę jednak, że to nie przeszkodzi naszym zawodnikom w wykonaniu postępu. A najbardziej trzymam kciuki za przełomowy sezon Magdy Łuczak, czyli zadomowienie się w Pucharze Świata. Piotrek Habdas i Paweł Pyjas niestety przez urazy stracili trochę w rankingu, dlatego najpierw będą musieli zbić punkty, a potem liczę na dobre występy w Pucharze Europy, co wydaje się osiągalne. Jeśli chodzi o resztę, mam nadzieję, że będzie wykonywać solidną pracę u podstaw, pamiętajmy, że droga do wyniku w narciarstwie to czasem maraton. Z przeszkodami. A, no i często podłoga to lawa.
Stalkant FM to Macio i Tonio. Narciarze przeciętni, ale dziennikarze wybitni. Potencjał memiczny, który wykreował się podczas akademickich zawodów, postanowiliśmy przełożyć na dziennikarstwo. Na początku Stalkant FM miał być stroną z narciarskimi memami po czesko-słowacku. Z czasem, jak się rozkręciliśmy, zaczęliśmy przepytywać tuzy polskiego narciarstwa, łaknąc historii, jak to drzewiej bywało. Nasza sława i renoma sprawiła, że po dwóch sezonach działalności dotarliśmy do telewizyjnego studia, komentując igrzyska olimpijskie w Pekinie. Stalkant FM przede wszystkim jednak to nie tylko memeski i podcasty, ale luźne podejście do napiętego jak plandeka na żuku polskiego narciarstwa, okraszone serdecznie szyderczym komentarzem. Nasze dwie dewizy to „Sport to superprzygoda” oraz „Nie ma takiego sportu, w którym nie moglibyśmy być przeciętni”.
Maciej Żabski – najlepszy narciarz, jakiego zrodziła bytomska ziemia. Ogromny pokład encyklopedycznej wiedzy na temat narciarstwa, która wielkością może się tylko mierzyć z zasobami węgla na Górnym Śląsku. W Stalkancie odpowiedzialny za arcytrudne rozmowy o kolarstwie, na tematy, o których Tonio nie ma zielonego pojęcia, oraz pytanie się Tonia, jak się robi relacje na Instagramie. Oprócz tego wspaniały mówca, wybitny kucharz, znakomity pizzailo i romantyczny kolarz.
Antoni Zalewski – syn Mokotowa z krwi i kości. Człowiek instytucja, narciarz, tancerz czy też znakomity grafik. Z łatwością przebija Stanisława Tyma w roli kaowca. Najlepszy w Polsce w jakiejś dyscyplinie rolkarskiej, która nikogo na świecie nie interesuje. Specjalizuje się w rujnowaniu atmosfery skupienia i koncentracji na startach zawodów. Znawca niderlandzkiej muzyki tanecznej z lat 90. Naczelny malkontent, pierwszorzędny żartowniś.