Kolejny sezon alpejskiego Pucharu Świata właśnie wystartował. Tradycyjnie rozpoczęły go panie na częściowo bardzo stromej i wymagającej trasie na lodowcu Rettenbach w austriackim Sölden.
Trudność trasy w Sölden to nie tylko jej bardzo wysokie położenie, które powoduje, że tchu brakuje trochę wcześniej niż na innych stokach alpejskiego cyrku (start znajduje się na 3038, a meta na 2668 m n.p.m.). Środkowa, najdłuższa część trasy to tak zwany Eisfall, czyli po polsku lodospad. Maksymalne nachylenie tego odcinka wynosi 68,2%, ale nie ono stanowi największą trudność dla zawodniczek i zawodników. Prawdziwym wyzwaniem jest długość tej ściany. Całe 370 m walki z mocno podkręconymi bramkami. Na tym jednak nie koniec. Eisfall trzeba przejechać w sposób kontrolowany, ale należy zabrać też z niego energię potrzebną to przebycia bardzo płaskiego odcinka przed metą. Kto „wypuści” trochę zbyt późno, temu droga do linii mety będzie się bardzo, ale to bardzo dłużyć. Tak to już w Sölden jest… Wiele osób pyta mnie, jak poważnie zawodnicy traktują te pierwsze zawody w sezonie. W końcu następuje po nich dłuższa, bo aż trzy tygodniowa przerwa zanim karuzela rozkręci się na dobre. W tym sezonie mamy także w programie (oby) igrzyska olimpijskie w Chinach, na które trzeba trafić ze szczytem formy. Myślę, że zawody w Sölden są dla zawodników bardzo ważnym sprawdzianem, czy ich treningi okresu przygotowawczego szły w dobrym kierunku. Nikt tutaj nie jedzie z zaciągniętym hamulcem. Do igrzysk jest jeszcze trochę czasu, wiec jeśli to „rozpoznanie bojem” wypadłoby źle, to można jeszcze wiele poprawić.
Tak więc w piękny i mroźny poranek na starcie idealnie przygotowanej trasy stanęły 74 panie gotowe i zmotywowane do walki. Wśród nich dwie Polki: Maryna Gąsienica Daniel z numerem 13. i Magdalena Łuczak z numerem 54. O ile Maryna już w ubiegłym sezonie pokazała, jak szybka potrafi być w stawce najlepszych zawodniczek tej konkurencji, o tyle Magda ciągle zbiera doświadczenie w startach na najwyższym poziomie. Daleki jestem od „pompowania balonika”, ale po tylu latach totalnej posuchy chciałbym wreszcie zobaczyć Polkę na podium, wiec automatycznie zaliczam Marynę do grona faworytek. Oprócz niej na uwagę zasługiwała Mikaela Shiffrin, która wygląda na nieprawdopodobnie wyluzowaną (jak nigdy). Mocno na treningach prezentowała się Lara Gut-Behrami, Katharina Liensberger i Petra Vlhová. Nieznana dla mnie była forma Włoszek. W związku z pewnymi osobistymi nieporozumieniami Federica Brignone nie trenuje razem z Martą Bassino i Sofią Goggią. Nie jest tajemnicą, że Fede i Sofia nie pałają do siebie sympatią.
Punktualnie o godzinie 10.00 zawody rozpoczęła Mikaela Shiffin pięknym, płynnym i wydawało się szybkim przejazdem. Amerykana z uśmiechem od ucha do ucha na mecie rozkładała ręce pokazując wszem i wobec, że doprawdy nie wie, ile ten czas jest wart. Okazało się, że wiele. Jedynie jadąca z czwórką na piersiach, aktualna mistrzyni świata w gigancie Lara Gut-Behrami wyprzedziła amerykankę o zaledwie 0,02 sekundy. Dalej w klasyfikacji dwie Austriaczki: Brunner i Liensberger. Następnie Valerie Grenier z Kanady (niespodzianka!), Petra Vlhová i Alice Robinsson. Całkowicie poległy Włoszki. Brignone dopiero 15., Goggia 22., a Bassino wypadła z trasy. Niestety z trasą pierwszego przejazdu w jej górnym odcinku pożegnała się także Maryna Gąsienica Daniel, która jednak zrobiła – moim zdaniem – wrażenie bardzo dobrze przygotowanej zarówno technicznie (piękna jazda), jak i psychicznie (atakujący styl). Cóż, „pierwsze śliwki…”. W ubiegłym sezonie w Sölden również nie było dobrze, a potem… Trzymam kciuki, żeby teraz ułożyło się podobnie. Fantastyczne wrażenie na stromym odcinku stoku zrobiła Magda. Niestety, do kwalifikacji do przejazdu drugiego zabrakło jej 0,55 sekundy (zbyt dużo straciła na płaskim). Ostatecznie miejsce 34., ale doprawdy dziewczyna potencjał ma ogromny i wierzę głęboko, że dostarczy nam jeszcze mnóstwo radości.
Przejazd drugi to najpierw popis Brytyjki Alex Tilley, która zanotowała piękny i płynny przejazd (piaty czas). Zawodniczka zdecydowała się na zmianę sprzętu (buty i narty) i startuje na Kästle’ach. Firma ta po latach nieobecności pomału wraca do wyczynu na najwyższym poziomie. Następnie wspaniały czas wykręciła Maria Therese Tviberg z Norwegii (drugi czas przejazdu) i ostatecznie zajęła piąte miejsce. Dopiero atakująca z szóstej pozycji Petra Vlhová wyprzedziła Norweżkę w klasyfikacji (ostatecznie trzecia). Ku rozpaczy licznie zgromadzonych kibiców, Słowaczce rady nie dała „lokaleska” Katharina Liensberger. Przepadła także Stephanie Brunner. Drugi przejazd Mikaeli Shiffrin był fenomenalny. Szczególnie na płaskich odcinkach Amerykanka wypracowywała przewagę w sposób iście mistrzowski. Widać, że nic a nic nie straciła ze swojego fantastycznego czucia śniegu. Pomimo, że prowadząca po pierwszym przejeździe Lara Gut-Behrami była minimalnie szybsza na stromej ścianie, to jednak w ostatecznym rozrachunku uległa Mikaeli o 0,14 sekundy. W ten sposób Amerykanka zrealizowała 70. Zwycięstwo w cyklu alpejskiego Pucharu Świata. Brawo!
Obserwując dzisiejsze zmagania pewne jest jedno: nadchodzący sezon w gigancie pań będzie bardzo ciekawy, a pretendentek do tytułu sporo. Nie tracę nadziei, że już w następnych zawodach do rywalizacji na absolutnym szczycie dołączy także Maryna Gąsienica Daniel. Ku radości nas wszystkich.
Jutro pojadą panowie, a pogoda ponownie ma być bombowa.