W dniach 5-6 września w czeskich Nemcickach, niedaleko Brna, pośród malowniczych wzgórz pokrytych rzędami winorośli odbyły się mistrzostwa Europy w inline alpine, a równolegle z nimi finał Pucharu Świata.
Na czym polega Inline Alpine stali czytelnicy NTN-u pamiętają zapewne z zeszłorocznego numeru. Tym, którym pamięć trochę szwankuje, bądź też pierwszy raz słyszą o „inlajnie” pokrótce streszczę zawiłości tego niesamowitego sportu. Najprościej rzecz ujmując – jest to slalom na rolkach, gdzie identycznie jak na nartach, zawodnicy muszą jak najszybciej pokonać trasę wytyczoną pomiędzy tyczkami osadzonymi za pomocą różnego rodzaju mocowań na ciężkich (ok. 15 kg) żelaznych płytach. Zawody odbywają się na pochyłych (w zakresie od 6% do 12%) asfaltowych nawierzchniach na całym świecie od Japonii, aż po Argentynę.
Od ostatniego artykułu, napisanego przez Marcina Kapuścińskiego (opublikowanego w NTN nr 3, rok 2014/2015), sporo się zmieniło. W przeciągu roku inline alpine w Polsce to już nie tylko warszawska liga ale również liga wrocławska, poznańska, małopolska oraz liczne ugrupowania i kluby, które decydują się na uzupełnienie swojej letniej działalności o rozwijającą się dyscyplinę. Przede wszystkim, co najważniejsze, polski inline w końcu pojawił się na arenie międzynarodowej – za nami pierwszy w historii sezon Pucharu Świata, zwieńczony mistrzostwami Europy. Kadry ze strukturami, organizacją, sponsorami, oficjalnymi strojami i ogólnopolskimi kwalifikacjami.
Do Nemcicek wyruszyło z Polski 16 zawodników – 7 pań oraz 9 panów: Iga Bartkowska, Karolina Jarząb, Kalina Paszyna, Aleksandra Mioduszewska, Agnieszka Marczak, Barbara Malinowska, Magdalena Kurowska, Bartek Pawłowski, Stanisław Słuchocki, Paweł Janecki, Antek Zalewski, Wojtek Kurzawa, Marcin Kurowski, Marcin Kapuściński, Roman Zalewski oraz Bogusław Topolski. Niestety Roman Zalewski z powodu kontuzji łydki musiał już w piątek opuścić zgrupowanie, życzymy powrotu do zdrowia Romek!
Zawody poprzedziły dwa dni treningu zorganizowane pod okiem doświadczonych czeskich zawodników: Jana Mollera oraz Gabrieli Kudelaskovej, którzy pomogli nam w ostatecznym doszlifowaniu formy przed zbliżającym się wymagającym weekendem. Przez dwa dni trenowaliśmy jazdę na dość prostych i szybkich ustawieniach na stoku o nachyleniu podobnym do tego w Nemcickach.
Pierwszego dnia odbył się finał Pucharu Świata, a wraz z nim CILA Cup, czyli zawody z ramienia czeskiego związku dedykowane najmłodszym zawodnikom. Zawody zaczęły ze sporym, prawie trzygodzinnym opóźnieniem spowodowanym awarią systemu pomiaru czasu. Wszyscy w oczekiwaniu na start drżeli w obawie przed możliwym deszczem, który mógł zupełnie pokrzyżować plany i sporo namieszać w czołówce. Od czasu do czasu na horyzoncie pojawiały się złowrogie chmury zwiastujące monsunowe ulewy, ale ich widok był stale przeplatany z jaśnie promieniującym słoneczkiem i skrawkami błękitu ukazującymi się na niebie. Nerwowa atmosfera cały czas udzielała się sportowcom i nieustannie ktoś donosił o tym, że właśnie przed chwilą spadła na niego kropelka. Wzbudzało to w pobliskich zagranicznych podobozach niekontrolowane napady paniki i gorączkową wymianę kółek na deszczowe.
Po długim wyczekiwaniu komisja techniczna wraz z organizatorami w końcu podjęła decyzję o odbyciu się zawodów. Zdecydowano o jednym przejeździe dla juniorów w ramach CILA Cup oraz dwóch przejazdach pucharowych. W „perwym kole”, jak to mawiają Czesi, trasa była bardzo szybka i stosunkowo prosta bez żadnych odstawionych tyczek ani szalonych kontr. Z numerem pierwszym pojechała debiutantka Karolina Jarząb a zaraz po niej Agnieszka Marczak. Pierwsza z zawodniczek wprawiła w osłupienie swoją techniką prawie wszystkich zgromadzonych na starcie. Jej przejazd był bardzo pewny i stabilny, a Karolina przez długi czas pozostawała na pierwszym miejscu. Natomiast przejazd Agnieszki skończył się prawie tak szybko jak się zaczął – długie wyczekiwanie na start w połączeniu ze słynną rampą z Jirkova nie okazały się dla niej zbyt fortunne i przygoda z finałem skończyła się na siódmej tyczce. Zaraz po dziewczynach, piąta z kolei, startowała Magdalena Kurowska, która ukończyła swój przejazd z dwoma przygodami na trasie (niewtajemniczonym tłumaczę, że w przypadku ominięcia tyczki powrót na górę nie jest rzeczą łatwą a możliwą jedynie w przypadku pójścia na biodro czy też tyłek i podejściu do ominiętej bramki). Kolejne zawodniczki Barbara, Kalina i Ola ukończyły swoje przejazdy bez większych problemów i po pierwszym przejeździe uplasowały się w trzeciej dziesiątce zawodniczek.
Zaraz po dziewczynach ruszyli panowie, jako pierwszy na starcie zameldował się Paweł Janecki z Malta Ski Poznań. Nasz najwyższy zawodnik (prawie 2,5 m w cylindrze) bez problemu uporał się z trasą podobnie jak jadący parę numerów po nim klubowy kolega Stanisław Słuchocki. Kłopoty zaczęły się dopiero przy Marcinie Kurowskim który musiał raz podchodzić oraz przy Bartku Pawłowskim, który mimo bardzo dobrych pierwszych bramek nie utrzymał prędkości i ominął bramkę. Następni wystartowali Bogusław Topolski oraz Marcin Kapuściński. Pierwszy ruszył jak z procy i byłby dojechał gdyby nie mała przygoda na najtrudniejszym momencie trasy, drugi natomiast dojechał bez dodatkowych przygód z bezpiecznym rezultatem. Jako ostatni z Polaków ruszaliśmy razem z Wojtkiem Kurzawą – udało nam się dojechać do mety w okolicach 20. miejsca, czyli – jak wiadomo – doskonałej pozycji do ataku. Zaraz po seniorach wystartowała Iga Bartkowska, której mimo upadku udało się wskoczyć na 3. miejsce w swojej klasyfikacji.
W drugim przejeździe trasa została odrobinę zmieniona i wyprostowana (Czesi kochają szybkie slalomy zupełnie inaczej niż Austriacy czy Niemcy). Po swoich przejazdach nasze zawodniczki uplasowały się odpowiednio na poszczególnych miejscach: Karolina 15., Basia 19., Kalina 21., Ola 25., Magda 37., Agnieszka DNF1. U panów sytuacja wyglądała następująco: Antek 21., Wojtek 24., Marcin Kapi 25., Paweł 28., Stanisław 36., Bogusław DSQ2, Marcin DSQ2, Bartek DSQ1. Podium zdominowali po raz kolejny Niemcy zdobywając komplet medalowych miejsc, zarówno w tej eliminacji oraz w klasyfikacji generalnej. Co ciekawe, ceremonia musiała zostać powtórzona a kwiatki dziewczynom odebrane ze względu na pomyłkę w liczeniu punktów.
Niedzielne zawody w ramach mistrzostw Europy odbyły się już bez większych problemów i wystartowały zgodnie z programem. Tym razem za ustawianie trasy odpowiedzialni byli sąsiedzi zza Odry, lubujący się w slalomach bardzo technicznych i znacznie bardziej podkręconych. W pierwszym przejeździe wszystkim paniom z orłem na piersi udało się dojechać, drobne pomyłki przytrafiły się na szczęście tylko nielicznym. Wśród panów wszyscy solidarnie zameldowali się na mecie, niestety prócz Bartka Pawłowskiego, którego pech prześladował również w niedzielę i nie udało mu się dokończyć przejazdu.
Drugie ustawienie było bardziej podstępne od pierwszego. Na trasie po fragmentach wolnych nastawały szybkie zmiany rytmu wymagające ogromnej czujności i refleksu. Wielu zawodników z czołówki nie sprostało wymaganiom trasy i kończyli na barierkach. Na szczęście zdecydowana większość z naszej kadry, mimo trudności, podołała wyzwaniu dojeżdżając do mety z dobrymi rezultatami. Ostateczna klasyfikacja naszej kadry wyglądała następująco:
Panie:
Karolina Jarząb 22., Basia Malinowska 26., Ola Mioduszewska 31., Agnieszka Marczak 37., Magdalena Kurowska DSQ2 Iga Bartkowska 3 (CILA Cup).
Panowie:
Antek Zalewski 18., Wojtek Kurzawa 27., Marcin Kapuściński 31., Stanisław Słuchocki 33., Paweł Janecki 35., Bogusław Topolski DSQ2, Marcin Kurowski DSQ2, Bartek Topolski DSQ1.
Mój niedzielny przejazd:
Tym razem Niemcom nie udało się zgarnąć całej puli – plany pokrzyżował Kristaps Zvejnieks z Łotwy, który przy ogromnym aplauzie zgromadzonej publiczności zjechał po pierwsze miejsce. Wśród pań na podium, prócz uroczych Niemek, znalazła się również Gabriela Kudelaskova z Czech, która pewnym drugim przejazdem zapewniła sobie 3. miejsce w ogólnej klasyfikacji. Dodatkowo nasza najmłodsza zawodniczka Iga Bartkowska do srebrnego medalu z soboty dołożyła jeszcze brązowy medal w swojej kategorii w ramach CILA Cup.
Wyprawa do Czech, mimo iż uboga w medale i nagrody, nauczyła nas wielu rzeczy. Przede wszystkim – nie jest tak źle, jak sobie to wyobrażaliśmy. Na tle Europy jesteśmy jaśniejącym punktem a europejskie środowisko zdaje się coraz bardziej liczyć z kolejnym krajem aspirującym do czołówki. O ile zbyt optymistyczne mogą wydawać się marzenia o podiach w przyszłym sezonie, to perspektywa pojawiania się w dziesiątkach jest jak najbardziej realna. Smuci jedynie dość nikłe zainteresowanie „inlajnem”, ale wszystko jest jeszcze w fazie rozwoju, to dopiero pierwszy rok poważnego ścigania.
Wracamy zmotywowani, z podniesionymi głowami pełnymi pomysłów na następny rok. To jeszcze nie koniec sezonu bo dopóki asfalty suche a liści niewiele dopóty można trenować. W przyszłym roku wracamy w większej liczbie: silniejsi, jeszcze lepiej przygotowani i jeszcze szybsi. Poland Strong!
Wielkie podziękowania dla Centrum Chirurgii Specjalistycznej Ortopedika, która ufundowała naszej kadrze stroje.