To co zobaczyliśmy we francuskim Val d’isere, to zupełnie inny gigantowy świat, aniżeli miało to miejsce kilka dni wcześniej w amerykańskim Beaver Creek. Drugie rozdanie w tej technicznej konkurencji daje nam dużo szersze spojrzenie na formę zawodników i odpowiedź – kto przystosował się bezboleśnie do zmiany w parametrach nowych nart gigantowych. W Kolorado gigant był esencją piękna. Panowie jechali przez całą długość trasy wycinając perfekcyjnie czyste skręty. Hamulec ręczny, do którego przyzwyczailiśmy się w ostatnich latach poszedł w odstawkę. Ani grama ześlizgów, szarpania, i nierównej walki z druzgocącymi kręgosłup nartami. Precyzja wycinania skrętów, jak przy pomocy piły laserowej. Gigant w najlepszym wydaniu!!!
We Francji tak różowo już nie było. Padający śnieg i słabe światło (w 1. przejeździe), do tego nierówny „beton” pod „deskami” i odmienna konfiguracja trasy. Atleci zostali wytrzepani, jak dywan na podwórkowym trzepaku. O subtelnym skręcaniu nie było mowy. Czasowo, ponad 20 s. mniej jazdy na jeden przejazd, niż w USA. Jednak różnica wzniesień w stosunku do długości trasy, bardziej pokaźna. Na STADE OLYMPIQUE DE BELLEVARDE, wyniosła 366 m, a na Birds of Prey 431. Liczba skrętów, to również inna historia – 36 do 56. Te wszystkie liczby mówią o tym, że we francuskich Alpach, nie mieliśmy praktycznie żadnych płaskich odcinków. Zero odpoczynku i walka w morderczym beztlenowym wysiłku od pierwszej do ostatniej bramki. Zawodnicy musieli przestawić ustawienia swoich „podzespołów” od techniki, po taktykę. Łatwo nie było, gigant dla facetów z jajami. Wspomniane różnice dają nam dużo bardziej obiektywny obraz dyspozycji i preferencji gigancistów. Po dwóch rozdaniach możemy spojrzeć na wszystko bardziej przekrojowo. Panowie odkryli wszystkie karty, a pucharowa ruletka kręci się w najlepsze.
W pierwszym przejeździe nie było chyba zawodnika, który pokonałby gigant ustawiony przez francuskiego szkoleniowca Frederica Perrina bezbłędnie. Ten który popełnił tych błędów najmniej i w mało rażący sposób, mógł cieszyć się z dobrego wyniku. W cięzkich warunkach największą różnicę zrobiło trzech Panów. Najszybsze tempo podyktował absolutny hegemon alpejskich stoków Austriak Marcel Hirscher, wyprzedzając zaledwie o 0.10 s. Stefana Luitza i o 0.12s. trzeciego gigancisty ubiegłego sezonu Alexisa Pinturault. Pierwsza trójka nie mogła być wielkim zaskoczeniem, szczególnie w przypadku Austriaka i Niemca, którzy w Stanach zdązyli już błysnąć świetną formą. Inaczej sprawa się miała z ulubieńcem francuskiej publiczności, który delikatnie rzecz ujmując zawiódł w pierwszym starcie. Val d’Isere to jednak trasa szyta pod niego niego. Nie od dziś wiadomo, że na stromych stokach czuje się wybornie. Przypomnał o tym w pierwszym przejeździe. Tuż za podium choć już z trochę większą stratą (+0.31) uplasował się jeden z głównych faworytów – Henrik Kristoffersen. 5 był Matieu Faivre, który nie ukończył zawodów w Kolorado. Francuz obudził się w porę z letniego letergu (czytaj katorżniczych przygotowań) i jak na trzeciego giganciste ubiegego sezonu przystało, dał sobie dobre miejsce do ataku przed drugą rundą. Niesamowitego kolorytu do pasjonującej rywalizacji nadał bliżej nieznany szerszej publiczności 23-letni Niemiec Alexander Schmid. Mało doświadczony alpejczyk wystartował z numerem 40, a na mecie ujrzał cyferkę 8. Zjechał w sosób bezkompromisowy i bez cienia kompleksów, szczególnie w drugiej połowie trasy, a końcówka, to już istne szaleństwo w wykonaniu tego technika. Zupełnie jakby był stałym bywalcem światowego „topu”. Z takim numerem, ze stosunkowo małym doświadczeniem i na tak trudnej trasie? Niebywałe!!! Życiowy wynik i wielka sensacja wisiała w powietrzu!!!! Pierwsza dziesiątka zmieściła się w jednej sekundzie, a więc przed drugim przejazdem mogliśmy zacierać ręce. Zapowiadało się ekscytująco! Tak też było.
Jakiż to był obcy obrazek kiedy drugi przejazd otwierał ten, który nigdy tego nie robił. To nie był nawet obrazek, to był surrealistyczny obraz, który mógł namalować tylko Salvador Dali. A jednak, namalował go Ted Ligety swoją niebywale nierówną i pełną błędów jazdą. Facet, który przez lata miał wykupiony abonament na wygrywanie wszystkiego, co do wygrania w gigancie, nagle znalazł się w jakimś koszmarze. Gdy kilka lat temu wprowadzono nowe narty o promieniu skrętu 35 m, popularny Tedi wytyczał nowe standardy techniki jazdy, bijąc wszystkich na łeb. Cały narciarski świat podpatrywał sposób jazdy Amerykanina, który wydawał się człowiekiem z innej planety. Dziś, gdy przepisy się zmieniły „Mister GS” został największą ofiarą tych zmian. Wszystkie ustawienia i dobór sprzętu wypracowany przez lata, poleciały do kosza. Gigantowy mistrz ma o czym myśleć, bo czasu do igrzysk tyle co nic. W drugim przejeździe dał sobie odrobinę nadziei i pokazał cząstkę starego mistrza, uzyskując czwarty czas przejazdu. Finalnie 16 pozycja, która wiosny absolutnie nie czyni. Pojedynczy niezły przejazd (podobnie było w USA), to stanowczo za mało, to mizerne 50%. Chłopie wróć, bo ta konkurencja bez Ciebie, nigdy nie będzie taka sama!!!
Finałowy przejazd to praktycznie Ci sami bohaterowie, innych do świetnego widowiska nie potrzebowaliśmy. Piękny sen spełnił Alexander Schmid!!! Mimo żadnego, jak do tej pory punktowanego miejsca w pucharze świata, młodzian udźwignął presję historycznego wyniku. Ba! Wykręcił trzeci czas drugiego przejazdu i awansował na 6 lokatę! Chłopak wcześniej punktował tylko w pucharze Europy i raz wygrał zawody tej rangi. Tylko tyle (aż tyle). We Francji zaczarował wszystkich, włączając w to samego siebie. Pokazał, jak można z impetem i bez żadnych ogródek wskoczyć na światowy poziom. Mity o trudnościach przebicia się z dalekimi numerami w tym przypadku są tylko mitami. Jak to mówi Tomek Stanek, były trener niemieckich młodzieżowców – „ziemianki trzeba gotować powoli”. Niemcy konsekwentnie od czterech, lat to robią i efekty widzimy na własne oczy. Mamy pięknego, młodego ziemniaczka, który doszedł do stanu spożycia i smakuje lepiej niż błyskawiczne frytki ze sparciałej, ciężkiej frytury! Nic na skróty…mniam… Kwintesencją tej filozofii jest wyższy o głowę od swoich rywali Stefan Luitz, robiący drugi czas przejazdu i pewnie utrzymujący drugą pozycję. Drugie podium w sezonie! Niemcy, to w ogóle największe objawienie tego sezonu. Wypisz wymaluj „czarny koń” z pośród wszystkich reprezentacji. Wiktoria Rebensburg, Dressen, Sander, Ferstl… Ależ moc. Żałoba po urwaniu kolana przez lidera kadry i zwycięzcy pierwszego slalomu Felixa Neureuthera, zdaje się zażegnana. Okazuje się, że na tym świat dla naszych zachodnich sąsiadów się nie kończy. Strach pomyśleć, co będzie się działo na Igrzyskach. Na dziś, szacunek i uznanie.
Dalsza rozgrywka, to awans na czwarte miejsce sympatyzującego z Mikaelą Shiffrin Mathieu Faivre’a, który zdaje się wracać na właściwe tory. Francuz spycha Kristoffersena. Norwegowi, tak jakby brakowało fizyczności na tej bezlitosnej trasie. Wszystko poukładane, spójne, ładne, ale troszkę brak takiej prostej bezczelnej brutalności. Daleko jednak tu od skreślania tego niezwykłego talentu, to przecież jeden z najjaśniej świecących gwiazd gigantowego sezonu. Gwiazdy, gwiazdami, ale przy pełni księżyca, nawet one potrafią nieznacznie przygasnąć. Z księżyca urwał się Alexis Pinturault, który w drugim przejeździe zbierał się pomiędzy bramkami, jak Neil Armstrong między kraterami. To był zjazd bliski ideału, po którym Francuz dał jasny sygnał prowadzącemu po pierwszym przejeździe Marcelowi. To ja będę pierwszy na tej ziemi, tak jak amerykański astronauta był pierwszy na księzycu! Tak też się stało. Przemotywowany Hirscher pojechał niezwykle atakująco. To jakby zgubiło Austriaka, który tak agresywnie wszedł na jedną z bramek, że zabrał ze sobą płachtę. Gnał z nią dół przez kilkadziesiąt metrów. Gdyby była koloru białego, mogłoby to wyglądać jak kapitulacja i wymachiwanie śnieżną flagą. Tym bardziej, że nie był to jedyny błąd najlepszego alpejczyka świata. Hirscher skończył trzeci, ale grzechem było by mówienie o tym jak o porażce. Przecież po złamanej kostce miał 12 tygodni pauzy w treningu, a mimo to zdołał wygrać już wyścig na półkuli północnej. Te dwa wyniki dają prowadzenie w klasyfikacji gigantowej. To w ogóle jest mały cud, że tak szybko się pozbierał i nadrobił duże zaległości. W perspektywie całego sezonu, daje to szansę na zachowanie zapasów mocy na igrzyska. Świeżość w tym przypadku, może dać sukces na najważniejszej imprezie roku. Abstrahując, wielka i niepodważalna klasa najlepszego sportowca Europy.
Kończąc wątek zawodów w Val d’Isere, oddajmy największą chwałę Alexisowi Pinturault. Zwycięstwo na swojej ziemi smakuje zawsze szczególnie. Po najsmutniejszej historii tegorocznego Pucharu Świata jaką była śmierć Davida Poissona, im się to po prostu należy. Vive la France!!!
Rank | Bib | FIS Code | Name | Year | Nation | Run 1 | Run 2 | Total Time | Diff. | FIS Points | WC Points |
---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|
1 | 5 | 194364 | PINTURAULT Alexis | 1991 | FRA | 56.86 | 54.32 | 1:51.18 | 0.00 | 100.00 | |
2 | 7 | 202437 | LUITZ Stefan | 1992 | GER | 56.84 | 54.62 | 1:51.46 | +0.28 | 2.47 | 80.00 |
3 | 3 | 53831 | HIRSCHER Marcel | 1989 | AUT | 56.74 | 54.98 | 1:51.72 | +0.54 | 4.76 | 60.00 |
4 | 4 | 194495 | FAIVRE Mathieu | 1992 | FRA | 57.12 | 54.84 | 1:51.96 | +0.78 | 6.88 | 50.00 |
5 | 2 | 422304 | KRISTOFFERSEN Henrik | 1994 | NOR | 57.05 | 55.03 | 1:52.08 | +0.90 | 7.93 | 45.00 |
6 | 40 | 202597 | SCHMID Alexander | 1994 | GER | 57.56 | 54.63 | 1:52.19 | +1.01 | 8.90 | 40.00 |
7 | 17 | 561244 | KRANJEC Zan | 1992 | SLO | 57.41 | 54.87 | 1:52.28 | +1.10 | 9.70 | 36.00 |
8 | 15 | 54063 | FELLER Manuel | 1992 | AUT | 57.94 | 54.90 | 1:52.84 | +1.66 | 14.63 | 32.00 |
9 | 1 | 501324 | OLSSON Matts | 1988 | SWE | 57.15 | 55.76 | 1:52.91 | +1.73 | 15.25 | 29.00 |
10 | 10 | 191750 | FANARA Thomas | 1981 | FRA | 58.25 | 54.89 | 1:53.14 | +1.96 | 17.28 | 26.00 |
11 | 14 | 511896 | MURISIER Justin | 1992 | SUI | 58.00 | 55.34 | 1:53.34 | +2.16 | 19.04 | 24.00 |
12 | 13 | 292967 | EISATH Florian | 1984 | ITA | 57.57 | 56.00 | 1:53.57 | +2.39 | 21.07 | 22.00 |
13 | 6 | 421669 | NESTVOLD-HAUGEN Leif Kristian | 1987 | NOR | 58.01 | 55.87 | 1:53.88 | +2.70 | 23.80 | 20.00 |
14 | 12 | 193967 | MUFFAT-JEANDET Victor | 1989 | FRA | 58.93 | 54.96 | 1:53.89 | +2.71 | 23.89 | 18.00 |
15 | 23 | 511852 | CAVIEZEL Gino | 1992 | SUI | 58.13 | 55.80 | 1:53.93 | +2.75 | 24.24 | 16.00 |
16 | 11 | 534562 | LIGETY Ted | 1984 | USA | 59.12 | 54.82 | 1:53.94 | +2.76 | 24.33 | 15.00 |
17 | 57 | 54320 | SCHWARZ Marco | 1995 | AUT | 59.05 | 54.91 | 1:53.96 | +2.78 | 24.50 | 14.00 |
18 | 36 | 990048 | BORSOTTI Giovanni | 1990 | ITA | 58.31 | 55.68 | 1:53.99 | +2.81 | 24.77 | 13.00 |
19 | 8 | 990116 | DE ALIPRANDINI Luca | 1990 | ITA | 58.14 | 56.07 | 1:54.21 | +3.03 | 26.71 | 12.00 |
20 | 30 | 534959 | JITLOFF Tim | 1985 | USA | 58.83 | 55.60 | 1:54.43 | +3.25 | 28.65 | 11.00 |
21 | 28 | 511741 | ZURBRIGGEN Elia | 1990 | SUI | 58.64 | 55.86 | 1:54.50 | +3.32 | 29.26 | 10.00 |
22 | 21 | 531799 | FORD Tommy | 1989 | USA | 57.63 | 56.93 | 1:54.56 | +3.38 | 29.79 | 9.00 |
23 | 27 | 294890 | NANI Roberto | 1988 | ITA | 59.04 | 55.55 | 1:54.59 | +3.41 | 30.06 | 8.00 |
24 | 16 | 292491 | MOELGG Manfred | 1982 | ITA | 58.12 | 56.50 | 1:54.62 | +3.44 | 30.32 | 7.00 |
25 | 59 | 54170 | MATT Michael | 1993 | AUT | 58.94 | 55.83 | 1:54.77 | +3.59 | 31.64 | 6.00 |
26 | 64 | 511983 | AERNI Luca | 1993 | SUI | 58.89 | 55.95 | 1:54.84 | +3.66 | 32.26 | 5.00 |
27 | 55 | 561322 | HADALIN Stefan | 1995 | SLO | 58.63 | 56.37 | 1:55.00 | +3.82 | 33.67 | 4.00 |
28 | 22 | 291318 | TONETTI Riccardo | 1989 | ITA | 58.53 | 56.76 | 1:55.29 | +4.11 | 36.23 | 3.00 |
29 | 19 | 380335 | ZUBCIC Filip | 1993 | CRO | 58.99 | 56.63 | 1:55.62 | +4.44 | 39.14 | 2.00 |
30 | 34 | 700830 | ZAMPA Adam | 1990 | SVK | 58.51 | 1:02.59 | 2:01.10 | +9.92 | 87.44 | 0.00 |